Juergen Klopp przewidywał cierpienia i cierpiał jak nigdy. Jeszcze w 91. minucie gry jego drużynie brakowało dwóch goli do awansu. Ten drugi padł po dwóch spalonych, najpierw po dośrodkowaniu Roberta Lewandowskiego trzech piłkarzy Borussii było za obrońcami Malagi, a potem Felipe Santana wpychał piłkę do siatki stojąc już za plecami bramkarza Willy’ego Caballero, największego bohatera meczu do tak okrutnej dla gości 93. minuty. W niej skumulowało się nieszczęście klubu z Andaluzji. Szok gości był ogromny. Tak media w Maladze, jak i piłkarze Manuela Pallegriniego uznali swoją krzywdę za celowe działanie UEFA. Nawet tak opanowany zazwyczaj człowiek jak chilijski trener stwierdził, iż szefowie europejskiej piłki nie chcieli w rozgrywkach drużyny, którą wykluczyli z rywalizacji w przyszłym sezonie. "Nie ufamy Platiniemu" - powiedział strzelec pierwszego gola Joaquin, który czuł się tak jak 11 lat temu w Korei, gdy Hiszpania po anulowaniu jej dwóch bramek przegrała w ćwierćfinale z gospodarzami mundialu. Znacznie chłodniej reaguje największy hiszpański dziennik "El Pais" zwracając uwagę, że sędziowie pomylili się wczorajszego wieczoru dwa razy i to nie tylko na niekorzyść Malagi. Eliseu zdobywając bramkę na 2-1 też był na spalonym. Dziennik nie ma jednak wątpliwości, że goście zagrali na Signal Iduna Park wielki mecz i przegrali w sposób najbardziej okrutny z możliwych. Docenia jednak szaleńczy atak Borussii, który przyniósł jej sukces wbrew logice. "Byliśmy prawie martwi. Nigdy nie przeżyłem czegoś podobnego" - opowiadał prezes Borussii Hans-Joachim Watzke, stoper Neven Subotic przyznał, że spalony przy golu Santany mógł być, co nie zmienia jego szczęścia. Dla drużyny Kloppa był to mecz sezonu, a może w ogóle najważniejsze starcie od 2008 roku, gdy pojawił się w klubie. Nikt nie mógł wtedy przypuszczać, że zatrudniając Łukasza Piszczka i Roberta Lewandowskiego, a także odmieniając Kubę Błaszczykowskiego zbuduje jeden z najmocniejszych zespołów w Europie. W meczu na Signal Iduna Park na awans zasłużyła Malaga, ale w obliczu 180 minut walki trudno uznać sukces Borussii za niezasłużony. Zresztą, jakie znaczenie mają takie analizy? Klub z Dortmundu z trzema Polakami w składzie jest w półfinale Champions League - jako jedyny w stawce jeszcze nie przegrał meczu, co przytrafiło się największym rywalom na czele z Realem Madryt, Barceloną i Bayernem. Klub z Dortmundu wrócił na ten poziom rozgrywek po raz pierwszy od 1997 roku, gdy zdobył trofeum. Po raz pierwszy od 17 lat w półfinale Champions League jest aż trzech graczy z Polski. W 1996 roku dotarli tam Krzysztof Warzycha, Józef Wandzik z Panathinaikosu oraz Roman Kosecki z Nantes. Ani jeden z nich nie zagrał potem w rzymskim finale. Czy klub z Dortmundu ma szanse dotrzeć na Wembley? Zapewne tak. Klopp nie ma szerokiej ławki rezerwowych, ale wszyscy jego kluczowi gracze są zdrowi. Jeśli to się nie zmieni, mogą dać sobie radę w półfinale. Wczoraj jednym z najlepszych na boisku był Lewandowski (na stronie UEFA uznany za gracza meczu). Swoje zadanie, choć z kłopotami wypełnił Piszczek. Błaszczykowski wrócił po kontuzji i popełnił zbyt dużo błędów, co nie znaczy, że nie wniósł nic do sukcesu. Wydaje się, że wczorajszy ćwierćfinał były dla graczy Borussii szczególnie trudny pod względem psychicznym. Na La Rosaleda pokazali, że są od Malagi silniejsi. Mieli to potwierdzić przed 70 tysiącami swoich fanatycznych kibiców, więc Klopp już przed meczem był pewien, że to nie będzie spacer, jak w 1/8 finału z Szachtarem Donieck. "Nie da się odnieść sukcesu, bez cierpienia" - powtarzał. Dziś mówi, że czuje się jakby wygrał finał. Młodzi gracze Borussii mieli potwierdzić status rewelacji rozgrywek, co zapewne wpłynęło na ich postawę. Zwłaszcza, że Caballero dokonywał w bramce rzeczy niewiarygodnych. Gospodarzom zabrakło pomysłów na pokonanie Argentyńczyka, ale wystarczyło serca i charakteru. Na czele listy najwięcej biegających jest trzech piłkarzy z Dortmundu (liderzy to Goetze i Piszczek), a cała drużyna przebiegła o 10 km więcej od rywala z Malagi. Klopp powtarza, że w tej statystyce jego gracze nie mogą być gorsi. Lewandowski ma w tej edycji Champions League sześć goli, o pięć mniej od najskuteczniejszego Cristiano Ronaldo. Przed nim są jeszcze Lionel Messi i Burak Yilmaz po osiem trafień, przy czym ten drugi wczoraj odpadł z rozgrywek. Nie było w 63-letniej historii Pucharu Europy równie skutecznego, polskiego snajpera. W półfinale Lewandowski, Piszczek, Błaszczykowski i ich koledzy zagrają już bez obciążeń. Trudno przewidzieć dokąd ich to zaprowadzi? Szansa jest niepowtarzalna. Sukces Borussia już odniosła, cokolwiek ponad to będzie już sensacją. Znacznie bardziej niepewna przyszłość czeka jednak Malagę. Debiutant dokonał w Champions League rzeczy nieprawdopodobnych. Demichelis, Caballero, Toulalan, Saviola, Roque Santa Cruz, Julio Baptista, Joaquin to lista weteranów, którym Manuel Pellegrini dał ostatnią być może wielką szansę. Po wielkiej przygodzie klub z Andaluzji czeka bolesne przebudzenie. Długi, dyskwalifikacja UEFA i właściciel z Kataru, który według hiszpańskiej prasy zdecydował, że nie da już na futbol złamanego grosza. Autor: Dariusz Wołowski Porozmawiaj o meczu na blogu autora artykułu Zobacz wyniki, strzelców bramek i terminarz Ligi Mistrzów