Michael Reschke był dyrektorem sportowym Bayernu Monachium w czasach, gdy prowadził go Pep Guardiola. Latem 2014 roku w prywatnej rozmowie z trenerem wspomniał, że umówił się z młodym szkoleniowcem Mainz Thomasem Tuchelem. Guardiola, który był już wtedy legendą, powiedział: - Idę z tobą. W monachijskiej kawiarni "Schumann" zaskoczony Tuchel poznał swojego idola. Liga Mistrzów. Kawiarenka Schumann Bywał na Camp Nou, gdy Guardiola podbijał Europę z Barceloną. Fascynowała go jednak nie tyle sama drużyna, co praca Katalończyka. Jego reakcje na przebieg wydarzeń na boisku w kluczowych meczach. Zdobywał wideo z treningów Barcy i analizował je. Aż wreszcie w "Cafe Schumann" mógł poznać Pepa i zapytać go o wszystko osobiście. Dlaczego Guardiola zainteresował się możliwością poznania Tuchela? W sezonie 2013-2014 Bayern dwa razy pokonał Mainz z ogromnym trudem. Katalończyk dostrzegł kawał dobrej roboty wykonanej przez 41-letniego rywala. Chciał sprawdzić kto to taki. I nie zawiódł się. Reschke wspomina z jaką pasją dwaj młodzi trenerzy zamienili stolik w boisko. Przesuwali po nim szklanki, kieliszki, solniczki, pieprzniczki imitując sytuacje z różnych meczów. Tuchela fascynował półfinał Ligi Mistrzów z 2009 roku, w którym grająca w dziesiątkę Barcelona, dzięki bramce Andresa Iniesty, odwróciła losy rewanżu z Chelsea (1-1) na Stamford Bridge. I pojechała na finał do Rzymu, gdzie pokonała Manchester United. Niemiec wypytywał Guardiolę co mówił w przerwie w szatni do zawodników. Od tamtej pory obaj młodzi trenerzy zostali kumplami, na tyle na ile mogą kolegować się przeciwnicy. Pep nie mógł wtedy przypuszczać, że przez swojego największego wielbiciela pozna smak porażki w finale Ligi Mistrzów. Wczoraj w Porto tak właśnie się stało. Scenariusz meczu był oczywisty. Reschke wspomina, że już w 2014 roku słuchając z zapartym tchem dyskusji Guardioli z Tuchelem dostrzegł różnicę. Katalończyk to idealista, dla którego wynik jest efektem planu na drużynę. Niemiec jest bardziej pragmatyczny, dla niego dobra jest każda droga prowadząca do zwycięstwa. Jak w sobotę. Liga Mistrzów. Zabójcza broń Chelsea Manchester City atakował, obrona Chelsea była wysoka i aktywna. Drużyna Tuchela szukała odpowiedniego momentu do kontry, aż w 42. min podanie Masona Mounta przeszyło rozciągniętą linię obrony mistrza Anglii. Najdroższy piłkarz w historii klubu ze Stamford Bridge Kai Havertz (80 mln euro) zdobył swoją pierwszą bramkę w tej edycji Ligi Mistrzów. Posiadając piłkę przez 61 procent czasu gry zawodnicy Manchesteru City oddali jeden celny strzał na bramkę. Na więcej niesamowita defensywa Chelsea im nie pozwoliła. Bohaterem spotkania był mierzący 168 cm N’Golo Kante, który wyróżnia się wydolnością i siłą nawet na tle atletów. Po zwycięstwie koledzy z Chelsea nosili na rękach 30-letniego Francuza jak maskotkę. Mistrz świata wygrał wreszcie Ligę Mistrzów. On symbolizuje dzisiejszą drużynę Tuchela. Wśród wielu indywidualności, Kante robił różnicę. 26 stycznia zwolniony z PSG niemiecki trener zajął miejsce Franka Lamparda na Stamford Bridge. Największy symbol Chelsea uważał, że zespół nie jest gotowy do zdobywania trofeów. Anglik nie potrafił wykorzystać potencjału graczy sprowadzonych latem za 247 mln euro. Właściciel klubu Roman Abramowicz uznał, że konieczna jest zmiana trenera. Ręka Rosjaninowi nie zadrżała, choć jak mówił "kocha Franka jak syna". Wcześniej zwalniał trenerów wielokrotnie, żaden z nich nie miał w Chalsea statusu nietykalnego. Dzień po zatrudnieniu Tuchela drużyna zremisowała u siebie z Wolverhampton w Premier League 0-0. Potem było tylko lepiej. Kiedy 17 kwietnia Chelsea pokonała Manchester City w półfinale Pucharu Anglii 1-0 tłumaczono, że drużyna Guardioli była wykończona po rozegranym trzy dni wcześniej ćwierćfinale Ligi Mistrzów z Borussią w Dortmundzie. Katalończyk posłał do gry przeciw Chelsea kilku rezerwowych. Jeszcze mniej znacząca wydawała się porażka 1-2 w Premier League 8 maja. City prowadziło 1-0, Sergo Aguero zmarnował rzut karny, a walcząca o czołową czwórkę Chelsea zdobyła zwycięską bramkę w 92. minucie. We wczorajszym finale Ligi Mistrzów żadnych okoliczności łagodzących dla City już nie było. Wygrała drużyna lepsza. Dariusz Wołowski