Węgierskie władze pompują w sport ogromne pieniądze - większe niż w edukację. Viktor Orbán jest wielkim miłośnikiem zwłaszcza futbolu, który kiedyś uprawiał. A sukcesy pozwalają mu ocieplić swój kontrowersyjny obraz w społeczeństwie. Tamtejsza piłka nożna długimi latami nic w Europie nie znaczyła. Ponad dekadę temu Orbán zaczął inwestować w tę dyscyplinę, oczywiście poprzez państwowe koncerny. Powstały nowoczesne akademie, coraz większe budżety miały kluby. Ferencvaros pokazał się w Europie. Rok temu fantastycznie zaskoczył w fazie grupowej Kilka lat temu na szczyt wszedł Ferencvaros - utytułowany klub ze stolicy. "Fradi" w 2020 roku dostali się do fazy grupowej Ligi Mistrzów - w dwumeczach z Barceloną, Juventusem i Dynamem Kijów nie zdziałali zbyt wiele - jeden remis i pięć porażek, ale zebrali doświadczenie. Później dostali jeszcze lanie w fazie grupowej Ligi Europy, ale już rok temu zaczęli błyszczeć. Nie udało im się awansować do grupy Ligi Mistrzów, bo na ich drodze stanął pogromca Lecha Poznań Karabach Agdam (1:1 w Baku i 1:3 w Budapeszcie), ale weszli do grupy Ligi Europy. I ją wygrali, choć mieli za rywali m.in. AS Monaco, Trabzonspor i Crvenę zvezdę Belgrad. Awansowali od razu do 1/8 finału, tam lepszy okazał się Bayer Leverkusen. Zespół trenera Stanisława Czerczesowa, byłego szkoleniowca Legii, zebrał jednak sporo braw. A później po raz 34. wygrał mistrzostwo kraju i zaczął przygotowania do Ligi Mistrzów, wydając na transfery kilka milionów euro. Transferowa niespodzianka - z Ekstraklasy do drugiej Bundesligi Wylosowali Farerów i się mogli cieszyć. Tyle że za wcześnie W eliminacjach mistrz Węgier miał stosunkowo łatwą ścieżkę - trafił mistrza Wysp Owczych KI Klaksvik. Klub robiący coraz większe postępy, rok temu po 0:3 w Bodø, potrafił wygrać na swoim stadionie w rewanżu 3:1 i do końca straszyć wicemistrza Norwegii dogrywką. Tyle że lista drużyn, które mistrz Wysp Owczych ograł w pucharach w całej historii, była bardzo krótka. I ciężko znaleźć na niej firmy, których nazwy coś mówią kibicom. Może jedynie Slovan Bratysława, wyeliminowany jesienią 2020 roku. Tyle że nie przez samych Farerów, ale... koronawirusa - po kilku pozytywnych wynikach UEFA anulowała bowiem spotkanie i ukarała Słowaków walkowerem. Tyle że Klaksvik imponuje w swojej lidze, wygrał wszystkie 16 spotkań. Dzisiejszy mecz pokazał, że nie jest to przypadek. Dziś o pandemii wszyscy już zapomnieli, "Fradi" są bardzo mocnym zespołem, z wielkimi aspiracjami. Przed tygodniem zremisowali na północy Europy 0:0, rewanż miał być formalnością. Zapewne podopieczni Czerczesowa byli już myślami przy kolejnej konfrontacji ze szwedzkim BK Häcken, gdy przeżyli prawdziwy szok. W pierwszej połowie nie oddali ani jednego celnego strzału, nadziali się na kilka kontr rywali. Już w 8. minucie 31-letni Árni Frederiksberg trafił na 1:0 dla gości, ten sam piłkarz podwyższył w 32. minucie na 2:0. Jakby tego było mało, w doliczonym czasie Iworyjczyk Luc Kassi, przez lata grający w Norwegii, podwyższył na 3:0, wykorzystując fatalny błąd bramkarza Denesa Dibusza. Sensacja była już bliska spełnienia. "Fradi" już nie zmienili wyniku. Sensacyjny awans mistrza Wysp Owczych w eliminacjach Ligi Mistrzów Stanisław Czerczesow już podczas pracy w Legii dał się poznać z bardzo mocnego charakteru - w jego zespole wszystko musi chodzić jak w zegarku. Aż strach pomyśleć, co musiało się dziać w szatni "Fradich". Niewiele to jednak pomogło - Ferencvaros, choć przeważał, nie był w stanie strzelić choćby jednego gola. Przegrał 0:3 i spadł do... drugiej rundy Ligi Konferencji. Tam zmierzy się z irlandzkim Shamrock Rovers. A Farerzy za tydzień zaczną dwumecz ze Szwedami. Od historycznego dla ich federacji awansu do fazy grupowej pucharów dzieli ich jeszcze jeden dwumecz. A dostaną na to aż trzy szanse.