Dawno nie mieliśmy takiej sytuacji, że do kolejnej (trzeciej) rundy eliminacji awansują cztery polskie drużyny (oczywiście z zastrzeżeniem, że Wisła Kraków spadła z eliminacji Ligi Europy do Ligi Konferencji po klęsce z Rapidem Wiedeń). Co ważne, dwie z tych drużyn wygrywają swoje dwumecze w tak imponujących rozmiarach: 11:0 dla Legii w rywalizacji z Walijczykami z Caernarfon oraz 7:1 dla Jagiellonii w konfrontacji z litewskim FK Poniewież. Cieszy nowe podejście młodych szkoleniowców obu drużyn. Mistrzowie Polski pod wodzą Adriana Siemieńca pokazali wszystkie najlepsze cechy, które doprowadziły ich do sukcesu w Ekstraklasie: rozmach, kreatywność, skuteczność. W przypadku Legii mamy dwie efektowne wygrane, ale analiza musi być bardziej złożona bowiem w obu spotkaniach z Walijczykami podopieczni Goncaio Feio gole strzelali w drugiej połowie. Do mediów trafił filmik, na którym widzimy szkoleniowca, który w przerwie pierwszego spotkania w mocnych słowach wręcz nakazuje swoim piłkarzom strzelenie pięciu goli. Na razie nie wiemy jak wyglądała przemowa w przerwie wczorajszego meczu, ale problem był podobny - piłkarze nie potrafili wejść na najwyższe obroty od pierwszego gwizdka. Widzieliśmy to, co było przekleństwem polskich drużyn przez lata - męki w rywalizacji z amatorami i obawy, że jakiś przypadkowy gol dla rywali może zdecydować o wyniku. Na szczęście w obu drugich połowach gra ekipy z Łazienkowskiej wyglądała tak, jak wyglądać powinna. Nagła decyzja, mecz Ekstraklasy przełożony. Dwa dni przed terminem Dariusz Dziekanowski: Nie jest prawdą, że nie ma słabych drużyn Ma więc Goncaio Feio (i zapewne nie tylko on) sporo pracy, by zawodnicy włączali tryb "gramy na 100 procent" od początku. To jest proces, bo gdzieś w głowach zawodników ciągle jest poczucie, że skoro rywal jest słabszy, to nie musimy się wysilać, gole same się strzelą, wygrana sama przyjdzie. Nie, nieprawdą jest, że nie ma słabych drużyn. Drużyny słabe są, tylko trzeba umieć z nimi zagrać na takim samym poziomie, na jaki wchodzi się w rywalizacji z silniejszymi zespołami. Wtedy ta różnica staje się widoczna. Nie ma miejsca na lekceważenie, nie stać nas na odpuszczanie. Szacunek zyskuje się osiągając dobre wyniki z tymi teoretycznie silniejszymi zespołami, ale też w takich spotkaniach, jak z Walijczykami. Był taki obrazek w czwartkowym meczu, gdy ważący o jakieś 10 kilo za dużo (jak na standardy w profesjonalnej piłce) Morgan Owen wpadł ciałem w jednego z piłkarzy Legii. Było to przy naszej ławce trenerskiej. Kamery uchwyciły, jak na twarzach członków sztabu pojawił się drwiący uśmiech. Mogli sobie pozwolić na takie zachowanie, bo ich piłkarze pokazali różnicę między piłką profesjonalną a amatorską. Feio pokazuje pełne zaangażowanie w każdym dniu swojej pracy, ale aby drużyna mogła wspiąć się wyżej, jego piłkarze muszą sumiennie odrabiać pracę domową i popracować nad tym, żeby trener nie musiał ciągle w tak ostry sposób przypominać im czego się od nich oczekuje. Dobrze się stało, że Śląsk Wrocław na własnym boisku potrafił odrobić straty po porażce na wyjeżdzie z Rigą FC. Awans wicemistrzów Polski był najmniej przekonujący, ale trzeba wierzyć, że będzie lepiej. Teraz wchodzimy na kolejny poziom i w III rundzie nasze drużyny zostaną sprawdzone przez zawodowców. Życzę sobie i kibicom polskich zespołów abyśmy po tych kolejnych dwumeczach byli w równie dobrych nastrojach.