Środowy hit na Emirates Stadium będzie pierwszym meczem tych drużyn w liczącej 115 lat rywalizacji w europejskich pucharach. Będzie to zarazem 200. spotkanie tych zespołów. "Kanonierzy" nie musieli się wstydzić porażki w finale LM 2006 z Barceloną (1:2), zaś piłkarze "The Reds" w ubiegłym roku przegrali 1:2 z włoskim Milanem . Obydwa angielskie kluby znają się "jak łyse konie" zarówno z walk w Premier League, Pucharze Anglii i Pucharze Ligi. W ubiegłym roku grały ze sobą czterokrotnie. Arsenal wyeliminował Liverpool zarówno z Pucharu Anglii, jak i Pucharu Ligi. W najbliższym czasie spotkają się trzykrotnie w ciągu ośmiu dni. Prócz dwumeczu w LM zagrają ze sobą w sobotę, na boisku w Londynie. "Przywykliśmy do spotkań z nimi, tak więc wiemy, że idziemy do ciężkiego boju. To będzie ekscytujące spotkanie. W minionym sezonie graliśmy z nimi cztery razy i pokazaliśmy, jak jesteśmy silni. Wygraliśmy z nimi trzy razy. To będzie naprawdę trudny mecz, wiemy o tym, ale znamy swoją wartość i myślę, że będą się nas bali. Musimy im pokazać, że wciąż poprawiamy poziom gry i jesteśmy nawet silniejsi niż w poprzednim sezonie" - mówił obrońca Arsenalu Kolo Toure. Toure przyznał jednak, że przykro mu będzie eliminować kolejny angielski i to pięciokrotnego zdobywcę Puchary Europy (1977, 78, 81, 84, 2005) i wolałby grać w 1/4 finału LM z zespołem z kontynentu. "Wolałbym grać z klubem spoza Wysp Brytyjskich. Rywalizować w Lidze Mistrzów z piłkarzami, z którymi gra się lub widzi w telewizji niemal każdego tygodnia, to monotonne. Wolałbym za przeciwnika Barcelonę lub jakiś włoski zespół. Lecz trudno, tak wylosowaliśmy i musimy sobie z dać radę z takim przeciwnikiem" - podsumował Kolo Toure. Obaj angielscy rywale w LM mieli w ubiegły weekend bardzo udane mecze w Premier League. Liverpool wygrał derby z Evertonem 1:0, a Arsenal uporał się z Boltonem 3:2, mimo że przegrywał 0:2. Liverpool umocnił się na czwartym miejscu w tabeli Premier League, ale Arsenal, po przerwaniu serii czterech remisów i po przegranej z Chelsea, znajduje się na trzecim miejscu w tabeli, mając osiem punktów przewagi nad Liverpoolem, który niedawno przegrał z ManU 0:3. "Po przegranej z Manchesterem pokonanie sąsiedzkiego Evertonu doda nam pewności siebie w meczach z Arsenalem. To było ważne zwycięstwo dla naszych fanów, ale także ważne dla zespołu i klubu. Drużyna pokazała charakter po tym, co stało się w Manchesterze, a pierwsza połowa spotkania z Evertonem ukazała prawdziwą wartość drużyny jako kolektywu" - powiedział trener Liverpoolu Rafael Benitez. Szkoleniowiec Arsenalu Arsene Wenger cieszy się z powrotu do formy czołowego strzelca Emmanuela Adebayora, którego oszczędzał w meczu z Boltonem. Tymczasem Benitezowi nie brak kłopotów, spowodowanych licznymi kontuzjami jego graczy. "Przekonamy się, czy jesteśmy w stanie wystawić niezmienioną drużynę. Mamy graczy poobijanych i zmęczonych po meczach międzynarodowych i z Evertonem. Fernando Torres, Lucas, Xabi Alonso, Steven Gerrard, Ryan Babel mają problemy zdrowotne, ale trudno, zobaczymy jak będzie. Wiemy, że Fernando pali się do gry" - powiedział Benitez, wyraźnie liczący na hiszpańskiego napastnika, który strzelił dla klubu 28 goli w lidze i pucharach i to w swym pierwszym sezonie w klubie. Przypuszczalne składy: Arsenal: Manuel Almunia; Kolo Toure, William Gallas, Philippe Senderos, Gael Clichy; Abou Diaby, Alexandr Hleb, Matthieu Flamini, Cesc Fabregas; Robin van Persie, Emmanuel Adebayor. Liverpool: Pepe Reina; Jamie Carragher, Martin Skrtel, Sami Hyypia, John-Arne Riise; Fabio Aurelio, Steven Gerrard, Javier Mascherano, Xabi Alonso, Yossi Benayoun; Fernando Torres.