Kapitan reprezentacji Polski niespodziewanie wystąpił od pierwszej minuty. Można było bowiem oczekiwać, że solidna zaliczka z pierwszego meczu w Monachium spowoduje, że trener Jupp Heynckes da odpocząć swojej największej gwieździe. Lewandowski spędził na murawie 68. minut, a zmienił go pozyskany do roli dżokera Sandro Wagner. To było dobre posunięcie, bo wychowanek Bayernu, który wrócił do macierzystego klubu z TSG Hoffenheim, ustalił wynik spotkania, wpychając piłkę do bramki klatką piersiową. Za swój występ "Lewy" nie mógł spodziewać się wysokich not i tak też został oceniony. Rzadki to obrazek, gdy gwiazdor Bawarczyków jest wskazywany, jako najsłabszy piłkarz w swoim zespole, a tak jest tym razem. Niemiecki dziennik "Bild" przyznał Polakowi "4", co w niemieckiej skali (1 - klasa światowa, 6 - katastrofa) nie napawa dumą. Inna sprawa, że aż ośmiu piłkarzy z podstawowego składu monachijczyków otrzymało ocenę "3", a tylko Arturo Vidal i Thiago Alcantara zbliżyli się do noty marzeń. O ile z oceną dziennikarzy gazety gry "Lewego" ktoś mógłby polemizować, to już trudno kwestionować notę, przyznaną na bazie algorytmu przez portal whoscored.com. Tu napastnik otrzymał ocenę 6,4 i tylko o włos przegrał z kolegą z drużyny, obrońcą Davidem Alabą (6,5). Najwyższą notę otrzymał Thiago (7,8), który wyprowadził Bayern na prowadzenie w 18. minucie. AG