Rzymianie meldowali się na Allianz Arena z jednobramkową zaliczką, ale na bukmacherach nie robiło to większego wrażenia. Bayern postrzegany był jako zdecydowany faworyt rewanżowego starcia. Fakt, że mistrzowie Niemiec pogrążeni są w kryzysie, schodził tym razem na drugi plan - stawka meczu miała wyzwolić w gospodarzach maksimum potencjału. Pierwsze minuty nie wskazywały jednak na to, że piłkarze Lazio przyjechali do jaskini lwa. Trwało wzajemne sondowanie. Dodatkowo Bayern robił wszystko, by nie nadziać się na zabójczą kontrę już w pierwszej fazie konfrontacji. Po prostu "maszyna", niebywały wyczyn Kane'a. Wprost trudno w to uwierzyć Bayern odrabia straty i odwraca losy dwumeczu. Dwa gongi już do przerwy Dwa pierwsze strzały w światło bramki oddali Bawarczycy i potrzebowali do tego niespełna kwadransa. Kąśliwie uderzali Leroy Sane i Jamal Musiala, ale za każdym razem na posterunku czuwał Ivan Provedel. Goście byli blisko szczęścia w 37. minucie, gdy głową w dogodnej sytuacji uderzał zdobywca gola z pierwszego meczu Ciro Immobile. Piłka poszybowała jednak obok bramki. Wcześniej kierunek jej lotu zmienił nieznacznie Matthijs de Ligt, co odegrało w tej akcji kluczową rolę. Zaraz potem Bayern prowadził 1-0. Otwarcie wyniku było rezultatem chaotycznego natarcia - w polu karnym rywala nieczysto uderzył futbolówkę Raphael Guerreiro, ta trafiła na głowę Harry'ego Kane'a i po chwili znalazła się w siatce. Fatalnie zachował się w tej sytuacji Adam Marusić, który tylko markował krycie angielskiego snajpera. Wydawało się, że monachijczycy zejdą na przerwę z jedną bramką na koncie. W doliczonym czasie zdołali jednak zadać drugi cios. Po mocnym woleju de Ligta głową musnął jeszcze piłkę Thomas Mueller i zrobiło się 2-0. Skandaliczne sceny w Niemczech tuż przed meczem LM. Haniebne zachowanie fanów Co ciekawe, przed drugą odsłoną trener Maurizio Sarri nie dokonał w rzymskim zespole żadnych korekt personalnych. Efekt? Zero zagrożenia pod bramką "Die Roten". Świeża krew w ekipie Lazio pojawiła się dopiero po godzinie gry. Ale zaraz potem wybrańcy Thomasa Tuchela postawili kropkę nad "i". Z bocznego sektora boiska z gracją zszedł do środka Sane i oddała atomowy strzał. Provedel odbił piłkę przed siebie, a tam czekał już na nią Kane. Uderzenie z pięciu metrów było tylko formalnością. Bayern melduje się w ćwierćfinale Champions League, tyle że do miana faworyta bieżącej edycji... bardzo mu daleko. Tuchel uchronił się na razie przed nagłą dymisją. W weekend trzeba będzie wrócić do Bundesligi, gdzie w tym sezonie kibice obrońców tytułu mają uzasadnione powody do rozpaczy.