W sobotę Bayern nieoczekiwanie doznał klęski we Frankfurcie. Nikt się nie spodziewał, że podopieczni Thomasa Tuchela przegrają tak wysoko. Ten także po tym pojedynku nie owijał w bawełnę. "Nie możemy grać na takim poziomie w żadnych okolicznościach" - powiedział. Szkoleniowiec był "bardzo rozczarowany i zły", że zespół "nie wykonywał na murawie, tego, co mieli zaplanowane". 50-latek przyznał, że przed wtorkowym meczem Ligi Mistrzów "jest wiele do zrobienia". "Nie mamy wiele czasu. Wtedy musimy być innym zespołem na boisku" - stwierdził. Tymczasem dzień przed tym spotkaniem monachijczycy otrzymali kolejny cios. Zostali bowiem ukarani przez komitet dyscyplinarny UEFA. "Powodem było użycie zabronionych materiałów pirotechnicznych oraz rzucanie przedmiotami z sektora kibiców Bayernu podczas meczów Ligi Mistrzów, zwłaszcza w trakcie wyjazdowego pojedynku na stadionie Parken w Kopenhadze" - napisał klub na swojej stronie internetowej. Na razie Bayern zapłaci 40 000 euro grzywny W przypadku "ponownego złamania zasad" Bawarczycy mogą nawet stanąć przed koniecznością "rozegrania meczu bez własnym kibiców". Na razie klub będzie musiał tylko zapłacić 40 000 euro grzywny, a ewentualna kara w postaci braku fanów podczas wyjazdowego pojedynku Ligi Mistrzów została zawieszona na dwa lata (do 16 października 2025 roku). Tak więc na mecz w Manchesterze fani Bayernu będą mogli wejść. Jego początek o 21.00, a transmisja w Polsacie Sport Premium 2. Tymczasem klub nie zamierza tak zostawić całej sytuacji. Dlatego pilnie zaapelował do wszystkich własnych kibiców, aby w przyszłości całkowicie unikali materiałów pirotechnicznych na stadionie i powstrzymywali się od wszelkich dalszych niewłaściwych zachowań, ponieważ konsekwencje tego dotkną wszystkich. Szefowie Bawarczyków zamierzają też porozmawiać na ten temat z fanami podczas najbliższego spotkania grupy roboczej.