Trudno powiedzieć, czy dla MU było to najlepsze czy najgorsze rozwiązanie, by już w pierwszej kolejce mierzyć siły z Bayernem na jego stadionie. Podopieczni Erika ten Hag kiepsko zaczęli sezon w Premier League, trzy porażki w pięciu kolejkach to bilans zdecydowanie poniżej oczekiwań. A przecież nie po to w klubie z Manchesteru wykłada się dziesiątki milionów funtów, by United spisywali się tak kiepsko. Urwanie nawet remisu w Monachium mogło znacznie poprawić nastroje, zwycięstwo byłoby sensacją. A z drugiej strony - nieznaczna porażka poniesiona po walce niczego specjalnie nie komplikowała. Eriksen mógł i powinien dać prowadzenie United. Okazja, jakiej później już nie było Kibice na Allianz Arenie musieli być mocno zaskoczeni - Bayern w pierwszym kwadransie miał niewiele do powiedzenia. To Manchester rzucił się na Bawarczyków niczym wygłodniały wilk, zepchnął faworyta do obrony. Mistrzowie Niemiec nie radzili sobie nawet w fazie przejściowej, zostali zdominowani w środkowej strefie. A Thomas Tuchel niewiele mógł zrobić - za czerwoną kartkę z poprzedniego sezonu z ćwierćfinałowego starcia z Manchesterem City oglądał spotkanie z trybun. Zastępowali go asystenci: Zsolt Loew i Anthony Barry - mieli o czym myśleć. "Czerwone Diabły" mogły nawet prowadzić, w 4. minucie Christian Eriksen wyłożył piłkę przed bramkę Facundo Pellistriemu, ale w ostatniej chwili kluczowym wślizgiem popisał się Alhonso Davies. Piłka wróciła do Duńczyka, Eriksen miał pięć metrów do bramki i kopnął źle, prosto w Svena Ulreicha. To nie był ten Bayern, którego znamy ze skutecznej gry, z 13 kolejnych zwycięstw w fazie grupowej Ligi Mistrzów. To był Bayern trochę zagubiony, który po 20 minutach zaczął się jednak budzić z letargu. Najpierw trochę nieśmiałymi atakami Jamala Musiali, później już groźniejszymi, do których wreszcie zaczęli włączać się obrońcy. Co zrobił André Onana? Kuriozalna interwencja bramkarza, Bayern już tego nie puścił Niewiele jednak wskazywało, że Bayern tak szybko ustawi się w znakomitym położeniu. André Onana nie był jakoś szczególnie niepokojony, ale gdy został poddany próbie, spisał się fatalnie. Owszem, akcja Bayernu była niezła, wreszcie w dobrym tempie, podobnie jak i wymiana podań między Leroyem Sané i Harrym Kanem. Tyle że strzał reprezentanta Niemiec z 16 metrów był kiepski, w sam środek bramki - tam gdzie był Kameruńczyk. A jednak gol padł, a za chwilę drugi - po świetnej akcji Musiali i wycofaniu do Serge'a Gnabry'ego. Nie minęło pięć minut, a Manchester był na kolanach. I już w pierwszej połowie się nie podniósł, przestał istnieć na boisku. Gdyby zaś Sané w 45. minucie przymierzył minimalnie lepiej, byłoby już po meczu. Radość "Czerwonych Diabłów" i natychmiastowa odpowiedź. Bayern pokazał siłę Ten Hag musiał mocno poruszyć zespołem w szatni, by Manchester mógł jeszcze uwierzyć w możliwość powalczenia w Monachium. I chyba poruszył, bo już po czterech minutach gości zdobyli kontaktową bramkę. Też trochę dopisało im szczęście, bo wracający Musiala źle odbił piłkę, ale i wymiana między Bruno Fernandesem, Marcusem Rashfordem i Rasmusem Højlundem była przednia. Duńczyk odwrócił się w polu karnym i uderzył obok bramkarza. I jeśli gracze United wtedy uwierzyli w możliwość odwrócenia losów meczu, to szybko zostali sprowadzeni na ziemię. A właściwie sprowadził ich Eriksen, pechowo zagrywając piłkę ręką po uderzeniu głową Dayota Upamecano. Duńczyk miał dłoń odsuniętą, sędzia po analizie VAR podyktował rzut karny. A tego pewnie wykorzystał Harry Kane. Preciwko MU grał po raz 20. - zdobył dopiero szóstą bramkę w tych spotkaniach. To trafienie znów wszystko zmieniło - Bayern od tego momentu, jak w ostatnim kwadransie przed przerwą, znów robił na boisku co chciał. Kapitalnie prezentował się Musiala, Sané trafił w słupek, goście nie potrafili długimi fragmentami ruszyć na drugą połowę boiska. Nawet gdy weszli rezerwowi, sytuacja się nie zmieniła. Piłkarze z Manchesteru byli już pogodzeni z losem, Eric Maxim Choupo-Moting mógł ich jeszcze w 79. minucie dobić, ale świetną paradą popisał się Onana. Podobnie jak sekundy później, gdy kapitalną akcję kończył Kingsley Coman. W polu karnym MU gościł już nawet Upamecano. Wynik 1:3, patrząc z perspektywy "Czerwonych Diabłów" był całkiem niezły, bo przecież gdyby Bayern się postarał, miałby już co najmniej dwa razy taki dorobek. A tymczasem dość nieoczekiwanie na Allianz Arenie zrobiły się wielkie emocje - w dość przypadkowej sytuacji na dwie minuty przed końcem Casemiro zdołał wbić piłkę do bramki. Manchester nawiązał kontakt, rzucił wszystko do ataku. I od razu został skarcony - Mathys Tel najpierw wystawił piłkę Thomasowi Müllerowi, ten obił słupek. A za chwilę 18-latek dostał idealnie podanie od Joshuy Kimmicha i strzałem pod poprzeczkę kopnął na 4:2. Koniec? Nic z tego! Manchester jeszcze wywalczył rzut wolny - Bruno Fernandes dośrodkował z wolnego, a człapiący długimi fragmentami po boisku Casemiro dołożył głowę tuż przed bramką. I skończyło się na 4:3.