Drużyna Pepa Guardioli zrobiła absolutnie wszystko, by nie zagrać na Allianz Arena. W 44. min prowadziła na Camp Nou 2-0 z rywalem rozbitym, rozpaczliwie broniącym się w dziesiątkę, po akcie skrajnej głupoty swojego kapitana. Na początku drugiej połowy najlepszy piłkarz świata przestrzelił rzut karny, a "na deser" Katalończycy pozwolili zdobyć bramkę Fernandowi Torresowi wydobywając go z zawodowego piekła. Czy można było zrobić coś więcej, żeby odpaść? Nie było można. Katastrofa Messiego Lionelowi Messiemu przytrafił się jeden z najczarniejszych dni w karierze. Odkąd zadebiutował w Barcelonie, urósł do rozmiarów gwiazdy pierwszej wielkości, bez problemu dźwigającej ciężar odpowiedzialności za zespół na wciąż młodych barkach. Każdy kluczowy mecz nosił jego piętno, był najlepszym graczem poprzedniego finału Ligi Mistrzów, a także gwiazdą nr 1 mundialu klubów (o Superpucharze Europy i Hiszpanii nie wspominając). Ostatnie sześć dni stało się katastrofą także dla niego. Nie zdobył bramki w trzech meczach, w których decydował się sezon. Patrzył bezradnie, jak Barca oddaje dwa najważniejsze trofea. I to w okresie, gdy w lidze zdobył kosmiczną liczbę 41 goli, a w Pucharze Europy wyrównał 50-letni rekord Jose Altafiniego (14 bramek). Minione sześć dni "zabrzmiały" jak epitafium dla najlepszej drużyny świata. Od nieziemskiego zwycięstwa na mundialu klubów nad Santosem, Barcelona słabła. W trzech kluczowych meczach już właściwie człapała, wymieniając niezliczoną ilość bezproduktywnych podań. Zagubiona we własnym stylu, jakby straciła swoją tajemnicę, została rozszyfrowana nie tylko przez zespoły z europejskiego topu, ale nawet lokalnych rywali. Koniec sezonu jest dla Katalończyków szczególnie bolesny, bo nadszedł niespodziewanie, po okresie czterech lat nieustannego wzlotu. Co będzie dalej z tą drużyną? Dużo zależy od jej trenera. Czy Guardiola postanowi podnieść swoich graczy, czy odejść zostawiając to, komu innemu. Jeśli marzył o pozostawieniu swojego "dzieła" na szczycie, musi z powrotem je tam zaprowadzić. Puchar Króla to zbyt mało ważne trofeum, jeśli Barca w ogóle je zdobędzie. Athletic Bilbao ma do wygrania w finale zacznie więcej. Wygrał głód Chelsea zagra o triumf w Champions League bez Ivanovicia, Terry'ego, Ramiresa i Meirelesa. Dotarła do finału w chwili, w której nikt się tego po niej nie spodziewał. W Premier League notuje najgorszy sezon w erze Abramowicza, wszystko może sobie jednak zrekompensować w najważniejszych rozgrywkach. Do celu zostało 90, najwyżej 120 minut. W boju z Katalończykami górę wzięła zimna krew i głód zwycięstwa Chelsea. Głód, którego w Barcelonie już nie ma. Londyńczycy "wycisnęli" z tego półfinału, co się dało. Każdą szansę starali się zamienić na gola, bo kolejna mogła się już nie zdarzyć. Tymczasem faworyzowany rywal rozdawał "prezenty" szerokim gestem, jakby ten niezwykły serial zwycięstw z ostatnich lat, musiał trwać w nieskończoność. Porażka nie przekreśla wielkich dokonań drużyny Guardioli, ale stawia znak zapytania nad jej przyszłością. <a href="http://dariuszwolowski.blog.interia.pl/?id=2292081">Dyskutuj na blogu z Darkiem Wołowskim</a> <a href="http://wyniki.interia.pl/mecz-fc-barcelona-chelsea-londyn-2012-04-24,mid,446036">FC Barcelona - Chelsea - zobacz raport meczowy!</a> <a href="http://wyniki.interia.pl/rozgrywki-P-liga-mistrzow-polfinaly,cid,636,rid,1345,sort,I">Zobacz zestaw par półfinałowych Ligi Mistrzów</a> <a href="http://ding.interia.pl/katalog#chId631">Barca na okrągło! 24 h na dobę! Nie przegap żadnego newsa! Zaprenumeruj informacje na jej temat!</a>