Bez względu na błąd sędziego przy pierwszej bramce (zagranie ręką Zapaty), bez względu na stan murawy na San Siro, Katalończycy zagrali nie tylko fatalnie, ale i beznadziejnie głupio. Milan okresu transformacji, dla którego wielką sprawą było wdarcie się na trzecie miejsce w Serie A, rozbił drużynę mającą na koncie zaledwie jedną porażkę w 24 meczach najsilniejszej ligi świata. W ogóle bilans pierwszych meczów hiszpańskich drużyn w 1/8 finału Champions League ociera się o katastrofę - jeden remis (Realu z Manchesterem) i trzy porażki. Wolno, przewidywalnie, bez błysku - tak wyglądał futbol w wykonaniu Barcelony na San Siro. Nie pierwszy raz w tym sezonie, tyle, że wcześniej Katalończycy mieli zwykle więcej szczęścia. W środę pomyłka arbitra pomogła Milanowi, ale goście z Messim, Xavim i Iniestą nie byli zdolni zrobić absolutnie nic, by choć chwilami zagrozić Abbiatiemu. Drużyna z Katalonii, która od 2006 roku wygrywała Champions League trzy razy, a w ostatnich pięciu sezonach docierała co najmniej do półfinału rozgrywek, znalazła się na krawędzi nieszczęścia. Za trzy tygodnie Milan przyjedzie na Camp Nou mogąc bronić się jeszcze spokojniej. Katalończycy muszą wspiąć się na szczyt swoich możliwości, by odrobić straty. Trzy lata temu przegrali na San Siro z Interem 1-3 i pożegnali rozgrywki w półfinale. Odkąd w 2008 roku Pep Guardiola stworzył nową Barcelonę, nigdy tak wcześnie nie zetknęła się ona z perspektywą pożegnania Champions League. W Mediolanie Katalończycy zagrali w najsilniejszym składzie, trudno więc znaleźć jakiekolwiek wytłumaczenie dla tak mizernej postawy. "Zero wielkie jak San Siro" - napisał w podsumowaniu meczu dziennik "El Pais". Przed meczem Barca mogła patrzeć na Milan z wyżyn swojego futbolowego majestatu. Tymczasem przez 90 minut, nie wykonała ani jednego zagrania, które zaskoczyłoby przeciętnych graczy Massimo Allegriego. To była gra na zwolnionych obrotach, wciąż na tę samą, przewidywalną nutę. Wystarczyło, że Milan zagęścił własne przedpole, by wytrącić Barcy wszystkie atuty. Gospodarze nie dokonali niczego ocierającego się o cud, grali rozumnie, z sercem i to dało nadzwyczajny efekt. W rewanżu na Camp Nou przekonamy się, czy to co się stało na San Siro należy potraktować jak epizod, czy raczej normę. Klub z Katalonii nie był tak bezsilny w żadnym meczu od 2008 roku. Tym razem utrzymywanie się przy piłce, było bardziej jałowe niż kiedykolwiek. Trudno oprzeć się wrażeniu, że rywale przeniknęli do głębi ograniczenia i wady stylu gry Barcelony. Autor: Dariusz Wołowski <a href="http://dariuszwolowski.blog.interia.pl/?id=2570334">Dyskutuj o artykule z Darkiem Wołowskim</a>