W 17. min rewanżu Luis Suarez wpadł w pole karne Francuzów i upadł na murawę, po starciu z Jasonem Denayerem. W pierwszym momencie wydawało się, że obrońca OL kopnął Urugwajczyka w golenia, bowiem za tę część nogi trzymał się Suarez. Powtórki rozwiały jednak wątpliwości: to Suarez nadepnął na nogę rywala i jeśli był faul, to właśnie asa "Dumy Katalonii". Gdyby w Lidze Mistrzów nie działał system VAR, polskiego arbitra można by rozgrzeszyć, ale Marciniak skonsultował się z siedzącym w wozie VAR Pawłem Gilem i podtrzymał decyzję o "jedenastce". W internecie aż huczy od żartów, że oto mamy w piłce nożnej pierwszy taki przypadek, by zawodnik (w tym wypadku Suarez) - przy pomocy faulu - wywalczył "jedenastkę". Zazwyczaj rzut karny należy się drużynie faulowanego, a nie faulującego. - Dla mnie w tej sytuacji nie ma mowy o karnym, wobec faktu, że to Suarez inicjuje kontakt, następując na nogę obrońcy - podkreśla były hiszpański sędzia międzynarodowy Eduardo Iturralde González, cytowany przez "Asa". Said Ennjimi - ekspert w sprawach sędziowskich "L'Equipe" miał identyczne zdanie jak Iturralde. Sędzia Marciniak z pomocy VAR-u korzystał jeszcze w II połowie, gdy sprawdzał prawidłowość bramki Lucasa Lucas Tousarta na 1-2. Polscy sędziowie zastanawiali się, czy zagrywający głową Marcelo nie był na spalonym, ale większą zagadką było, czy Brazylijczyk nie faulował Clementa Lengleta. W tym wypadku, całkiem słusznie, bramka została uznana. MiKi