W lutym Cristiano Ronaldo będzie obchodził 36. urodziny, ale wciąż prezentuje się jak atleta. Pokonał koronawirus, a gdy wrócił do gry od razu pociągnął za sobą młodszych kolegów. Debata, który z największych współczesnych graczy: CR7, czy Leo Messi lepiej zniesie upływ czasu, rozstrzyga się na naszych oczach. Dwa i pół roku młodszy Argentyńczyk popada w melancholię i raczej snuje się po boisku niż walczy i biega. Messi jak niewolnik Dla wszystkich staje się coraz bardziej oczywiste, że era Messiego w Barcelonie powinna była dobiec końca już ostatniego lata. Chciał odejść, ale były prezes Josep Maria Bartomeu do tego nie dopuścił. Zadziałały silne emocje - sprawa dotyczyła najlepszego piłkarza w historii Barcelony. Messi został zmuszony, by zostać i dziś widać to na każdym kroku. Gra jak niewolnik. We wtorkowym meczu z Juventusem w Lidze Mistrzów Barcelona mogła sobie pozwolić na porażkę 0-2. I tak zajęłaby pierwsze miejsce w grupie. Zespół z Turynu jest daleki od szczytu formy: po dziewięciu kolejnych tytułach mistrza Włoch, dziś jest w tabeli Serie A dopiero na czwartej pozycji. Przed nim Milan, Inter Mediolan i Napoli. Tyle, że Barcelona jest w La Liga dopiero dziewiąta. Znajduje się w sytuacji wręcz opłakanej. "Ronaldo popycha Barcę w otchłań", "Obrona Barcelony to dziś kabaret", "Katalończycy tracą godność" - te i podobne tytuły z prasy światowej pokazują upadek drużyny, która przez 15 lat doczekała się w europejskiej piłce statusu kultowej. Odkąd w 2005 roku objawiła się gwiazda Messiego, Barcelona wygrała Ligę Mistrzów cztery razy, lecząc kompleksy wobec największych rywali. Grała w stylu, który zrewolucjonizował futbol. Wylansowała La Masię na najsłynniejszą szkółkę talentów w światowej piłce. Była fundamentem drużyny, która zdobyła dla Hiszpanii tytuł mistrza świata i dwa tytuły mistrza Europy. Słowa do tłumów jak klątwa Gdy Messi odbierał opaskę kapitana Barcelony - od Andresa Iniesty - obiecał fanom z Camp Nou odzyskanie tytułu najlepszej drużyny Europy. "Zrobię wszystko, by ten piękny puchar wrócił tutaj" - powiedział do 100 tys. ludzi na trybunach. Nie mógł przypuszczać, że te słowa zmienią się w rodzaj klątwy. W latach 2016 i 2017 Barcelona odpadała w ćwierćfinale LM z Atletico Madryt i Juventusem. Potem było tylko gorzej. Przeżyła traumę w Rzymie i na Anfield Road. W starciach z Romą (ćwierćfinał 2018) i Liverpoolem (półfinał 2019) traciła po trzy gole przewagi z meczów na Camp Nou. Jej stadion był jej twierdzą - nie przegrała na nim w Champions League od kwietnia 2013 roku. 38 kolejnych meczów! Zaliczyła 34 zwycięstwa i 4 remisy. To prawda, że bez kibiców gra u siebie to co innego, ale klęska z Juve 0-3 sprowadza drużynę Ronalda Koeana do roli europejskiego chłopca do bicia. Drużynę, przed którą w ostatnich latach drżał każdy rywal. Przynajmniej, gdy miał jechać na Camp Nou. Klęska 2-8 z Bayernem w ćwierćfinale poprzedniej edycji była wielkim znakiem ostrzegawczym dla Katalończyków. Koeman porzucił kadrę Holandii, by wydobyć z zapaści Messiego i kilku innych. Wydawało się, że to epizod, bolesny, ale taki, który szybko minie. Barcelona to wciąż jeden z największych i najbogatszych klubów świata. Kryzys okazał się głębszy. Ciąg dalszy znajdziesz na drugiej stronie!