Przed rewanżem trener Dawid Szwarga zapowiadał zwycięstwo. Raków byłby pierwszym polskim klubem, który pokonał Karabach. Azerski klub do tej pory miał na rozkładzie Wisłę Kraków, Piasta Gliwice, Legię Warszawa i Lecha Poznań. Mistrz Polski do Baku poleciał ze skromną zaliczką (wygrana 3:2) i zapewniał, że nie ma w głowie sytuacji sprzed roku, kiedy Lech po zwycięstwie u siebie 1:0, w rewanżu przegrał aż 1:5. Już sam stadion zrobił wrażenie na działaczach Rakowa. Jest bowiem prawie 14 razy większy od obiektu w Częstochowie i może pomieścić prawie 70 tysięcy osób. "Trochę większy niż i nas" - przyznali na Twitterze. Na szczęście wielkość obiektu nie ma wpływu na wynik meczu. Trener Szwarga cieszył się przed rewanżem, że miał sporo czasu, by przygotować drużynę (Raków nie grał w lidze). I nie zabrakło zmian w pierwszej jedenastce. W miejsce Bena Ledermana był Gustav Berggren, a za Władysława Koczerhina John Yeboah. Dwie potencjalne gwiazdy - Sonny Kittel i Srdjan Plavsic usiadły na ławce. Początek meczu był wyrównany, Raków nie dał się zepchnąć do obrony, ale też obie drużyny nie stworzyły jeszcze poważnego zagrożenia. Fran Tudor zaatakował prawą stroną, ale nie podał dokładnie. Z drugiej strony Tural Bajramow nawet minął kilku piłkarzy, ale wszystkich się nie da. Wielka zmarnowana szansa Yeboaha Po dziesięciu minutach przewagę zaczął osiągać Karabach. Pierwszym efektem był celny strzał Abdellaha Zoubira, ale kopnął w środek bramki. Raków odpowiedział uderzeniem głową Stratosa Svarnasa, ale Szachrudin Machammadalijew złapał piłkę. To jednak Raków miał wyborną sytuację do objęcia prowadzenia. Marcin Cebula znakomicie podał do Yeboaha, który pobiegł na bramkę Karabachu, ale zwlekał ze strzałem i Kevin Medina zdążył go zablokować. Kilka minut później Niemiec z powodu kontuzji opuścił boisko, a zastąpił go Bartosz Nowak. Przez kolejne kilkanaście minut właściwie nie było dogodnych sytuacji. Raków nie ryzykował, pilnował wyniku, nabierał rywali na faule i zyskiwał czas. Dobrze bronił, choć momentami całą drużyną już od 30. metra, a rywal nie za bardzo miał pomysł, jak dobrać się do mistrzów Polski. Dopiero w doliczonym czasie Vladan Kovacević musiał się bardzo mocno wysilić, by odbić strzał Marko Jankovicia. Raków podrażnił Karabach Niewiele brakowało, by tuż po zmianie stron Karabach objął prowadzenie. Świetnym strzałem popisał się Yassine Benzia, ale jeszcze lepiej interweniował Kovacević. Przewaga gospodarzy jednak rosła - co chwilę po stratach częstochowian byli pod polem karnym Rakowa. Wystarczyła jednak jedna akcja i mistrz Azerbejdżanu znalazł się w tarapatach, a Raków bliżej sporego sukcesu. Po podaniu od Cebuli Tudor świetnie poradził sobie Elvinem Cafargulijewem i pięknym strzałem nie dał szans bramkarzowi. Tyle że podrażniony Karabach, to bardzo groźny rywal. Pokazał to rok temu Lechowi Poznań, pokazał w Częstochowie, kiedy odrobił dwie bramki straty i pokazał też teraz. Zaledwie osiem minut po stracie gola gospodarze wyrównali. Cafargulijew zagrał w pole karne, Redon Xhixha kopnął z pierwszej piłki, niezbyt mocno, ale na tyle precyzyjnie, by Kovacević nie był w stanie jej sięgnąć. Trener Szwarga zrobił zmiany i mistrzowie Polski odepchnęli rywali od pola karnego. Świetną szansę zmarnował Fabian Piasecki po zagraniu z rzutu wolnego Kittela. Bliżej drugiej bramki był jednak Karabach - Janković trafił w słupek. Ostatni kwadrans to jeszcze rosnąca przewaga Azerów, którzy niemal nie schodzili z połowy Rakowa. Goście momentami bronili się ofarnie i szczęśliwie, a czas pracował na ich korzyść. Sędzia doliczył siedem minut, emocje były coraz większe, ale częstochowianie przetrwali.