Pierwsze spotkanie zakończyło się zwycięstwem podopiecznych Carla Ancelottiego w takim samym stosunku. - Spodziewaliśmy się, że Arsenal zaatakuje, ale w z drugiej strony może się bał zaatakować, co zrobił dopiero po 15 minutach i parę razy było gorąco. Wydaje mi się, że w pierwszej połowie nasza gra nie była dobra. W drugiej wiedzieliśmy, że musimy strzelić gola, a wtedy coś się zmieni. Zaczniemy grać piłką i zaczniemy stwarzać sytuacje. I tak było i zdobyliśmy kolejne bramki - tłumaczył napastnik Bayernu na antenie Canal +. "Lewy" strzelił w Londynie jednego gola, w 55. minucie doprowadzając do wyrównania po rzucie karnym. Został on podyktowany po faulu Laurenta Koscielny'ego na polskim napastniku, za który Francuz wyleciał z boiska, choć w pierwszej chwili zobaczył tylko żółtą kartkę. - Najpierw zobaczyłem, że jest karny, wiec wiedziałem że muszę się skupić na jego wykonaniu, potem widziałem, że sędzia się naradza w sprawie Koscielny'ego i sięga za siebie, wiedziałem więc, że będzie czerwona kartka. Dla mnie ważniejsze było, żeby skupić się na karnym i go dobrze wykonać. I potem się już ułożyło, zdobywaliśmy kolejne bramki - opisał tę sytuację Lewandowski. Czy Ancelotti przestrzegał swoich podopiecznych, mimo wysokiej zaliczki z pierwszego meczu, przypominając sytuację, gdy prowadzany przez niego Milan stracił trzybramkowe prowadzenie z Liverpool FC w finale Ligi Mistrzów. - Nic takiego nie mówił, ale Arsenal postawił na początku ciężkie warunki. To jest Liga Mistrzów, tutaj niezależnie, jaką masz w przewagę, ciągle trzeba być w gotowości. W każdej kolejnej potyczce trzeba budować pewność siebie. W kontekście następnego meczu przeciwko Arsenalowi taki wynik na pewno zostaje w głowie - zakończył "Lewy". Zobacz zestaw par 1/8 finału Ligi Mistrzów