Zapis traumy, jaka stała się udziałem Arkadiusza Milika, kibice znają już na pamięć. W tym sezonie zawodnik przeszedł dwie operacje stawu kolanowego. A kiedy wydawało się, że wróci do gry w styczniu, doznał urazu łydki i zamiast na boisko ponownie powędrował do gabinetu fizjoterapeuty. Włosi wciąż jednak wierzą, że obecnego sezonu Polak nie spisał na straty. Juventus Turyn zgłosił w środę 30-letniego napastnika do fazy pucharowej Ligi Mistrzów. To oznacza, że perspektywa szybkiego powrotu na murawę pozostaje w jego przypadku realna. Koszmar Milika się nie kończy. Kontuzja to nie koniec, dostał kolejny cios Juventus w batalii o klubowy Puchar Europy. Milik wciąż na pokładzie giganta W 1/16 finału Champions League ekipa ze stolicy Piemontu zmierzy się z PSV Eindhoven. Pierwsze starcie zaplanowano na 11 lutego, rewanż - osiem dni później. Jeśli turyńczycy wywalczą awans, o ćwierćfinał zagrają z Arsenalem Londyn lub Interem Mediolan. Co naturalne, w najbliższych tygodniach Milik może liczyć najwyżej na rolę dublera. Pierwsze skrzypce w zespole "Starej Damy" grają obecnie Duszan Vlahović i pozyskany zimą Randal Kolo Muani. W pierwszych dwóch występach Francuz wpisał się na listę strzelców trzykrotnie. Polski snajper nie gra w piłkę od czerwca. To efekt kontuzji, jakiej nabawił się tuż przed wylotem kadry na finały Euro 2024. Z powodu urazu nie był w stanie kontynuować towarzyskiej potyczki z Ukrainą już po 80 sekundach gry. Operacji stawu kolanowego poddał się natychmiast, by z nowego sezonu stracić jak najmniej. Powrót do pełni sił mocno się jednak skomplikował. W październiku trzeba było wykonać kolejny zabieg. Teraz... kłopoty z łydką. To najtrudniejszy okres dotychczasowej kariery Milika. W ubiegłym sezonie zanotował w barwach "Juve" 36 spotkań, zdobył osiem bramek i zaliczył asystę. Ostatni mecz na gruncie klubowym rozegrał w maju 2024 roku.