15 maja 2018 r. był prawdopodobnie najczarniejszym dniem w sięgającej 1906 r. historii Sporting Clube de Portugal. Około 50 zamaskowanych postaci wpadło do ośrodka treningowego "Lwów" w Alcochete, 20 kilometrów na południe od Lizbony, by zaatakować zawodników i sztab trenerski. Najmocniej ucierpiał holenderski napastnik Bas Dost (zdobywca 34 bramek w sezonie, w tym 27 w lidze). Ten piłkarz to nie ułomek przecież (wzrost 196 cm, rozmiar buta 48), przyzwyczajony do walki wręcz w polu karnym, został pchnięty na ziemię, potem kopany w nogi i głowę. Kolumbijski napastnik Fredy Montero dostał "liścia", argentyński pomocnik Rodrigo Battaglia kilka ciosów pasem, a trener Jorge Jesus cios "z bani". Bezpośrednimi sprawcami byli członkowie kibicowskiej grupy "Juve Leo", ale wiele śladów prowadziło do...prezydenta klubu Bruno de Carvalho. Prawie 4 lata przed meczem Sporting - Man City: wizyta motywacyjna pod Lizboną Miesiąc wcześniej prezydent zawiesił 19 członków pierwszego zespołu po przegranej 0-2 z Atletico Madryt w ćwierćfinale Ligi Europy. Na swoim profilu na Facebooku prezydent nazwał tę porażkę "głupią", a zawodników "zepsutymi bachorami". Tuż przed dobrze znaną z naszego kraju "wizytą motywacyjną" SCP przegrał w lidze z Martitimo, co spowodowało spadek w lidze na trzecie miejsce, za odwiecznego rywala - Benfikę. Motywatorzy z "sekcji gimnastycznej" nie okazali się skuteczni, za kilka dni Sporting w finale Pucharu Portugalii przegrał z niżej notowanym Aves. To był ostatni mecz za zielono-białym sterem prezydenta Carvalho. 71 proc. członków klubu zagłosowało za jego odwołaniem. W listopadzie 2018 r. były już prezydent został zatrzymany w swoim domu, obok kierowania napaścią na piłkarzy postawiono mu 98 (!) innych zarzutów. 28 maja 2020 r. sąd skazał 41 osób za udział w wydarzeniach w Alcochete. Dziewięć osób otrzymało pięcioletnie wyroki bezwarunkowego pobytu w więzieniu, inni wywinęli się "zawiasami". Bruno de Carvalho został ostatecznie oczyszczony z zarzutów. Wówczas "Lwy z Alvalade" miały już nowego prezydenta i przede wszystkim nowego trenera. Frederico Varandas (rocznik 1979) długo szukał właściwego szkoleniowca. Zanim go znalazł, szansę dostali Jose Peseiro (14 meczów), Tiago Fernandes (3 mecze), Marcel Keizer (42 mecze), Leonel Pontes (4 mecze), Jorge Silas (28 meczów). Wreszcie 4 marca 2020 r. na scenę wkroczył Ruben Amorim. Co prawda Luis Figo, jedna z legend Sportingu, zarzekał się, że to błąd trenerem czynić tak młodego człowieka (Amorim miał wówczas ledwie 35 lat), ale działacze z Lizbony nie wahali się wysupłać 10 milionów euro, by wykupić jego kontrakt z Bragi. Nawet Jose Mourinho tyle nie kosztował, gdy Real Madryt wykupywał go z Interu Mediolan. Nazwisko "The Special One" przywołujemy nie bez powodu. Dwie dekady wcześniej, ówczesny prezydent Sportingu. Luis Duque zawahał się i w ostatniej chwili zrezygnował z 37-letniego Mourinho. Prezydent Varandas nie popełnił błędu jednego z poprzedników i już na mecie kolejnych rozgrywek zbierał owoce tej decyzji. W drodze do Ligi Mistrzów: Sporting mistrzem Portugalii po 19 latach Dwie kolejki przed końcem sezonu 2020/2021, Sporting po wygranej z Boavistą miał już osiem punktów przewagi nad FC Porto. To oznaczało pierwszy mistrzowski tytuł dla "Lwów" po, bagatela, 19-letniej przerwie. Tysiące fanów zebrało się przed Estádio José Alvalade, do środka niestety wejść nie mogli - obowiązywały pandemiczne obostrzenia. Rolę Rubena Amorima potwierdza Marcin Ostrowski, ekspert od piłki portugalskiej: - To dziś jeden z najwyżej cenionych w Europie trenerów młodego pokolenia. Jednak mistrzowski sukces to na pewno nie tylko zasługa jednego czynnika. Pozyskanie dobrego trenera, zbiegło się z efektywnym rozdysponowaniem środków po sprzedaży Bruno Fernandesa do Manchesteru United. Odszedł w połowie sezonu 2020/2021 za 55 milionów euro, przy czym kwota może wzrosnąć do 80 mln. Na dziś finansowy status Sportingu jest enigmatyczny. Po pobiciu w ośrodku treningowym dziewięciu piłkarzy rozwiązało kontrakty z winy klubu. Z drugiej strony, sąd kazał napastnikowi Rafaelowi Leao zapłacić około 20 milionów euro kompensaty dla Sportingu za to, że bezprawnie odszedł do Lille. Pod koniec stycznia The Athletic donosił, że o ile Sporting nie spłaci zobowiązań, nie zostanie dopuszczony do gry w europejskich pucharach w sezonie 2022/23. - Być może Sportingowi trochę pomogło to, że Benfica i Porto nie są już monopolistami w eksploracji rynków południowoamerykańskich. Tradycyjnie w Portugalii było tak, że Sporting stał wychowankami, a dwa potężniejsze kluby doskonale eksplorowały Amerykę Łacińską, wynajdywały tam super zawodników zanim największe europejskie kluby ich znały, potem sprzedając ich za kilkadziesiąt milionów do silniejszych lig. Ostatnia dekada przyniosła zmianę, coraz częściej te kluby z topowych lig mają już przeczesaną Amerykę Płd. i Portugalia niekoniecznie jest tym przystankiem między Ameryką Łacińską a ligami top 5. Z drugiej strony ta teoria ma dziury, bo to przecież Benfica sprzedała Joao Felixa do Atletico, a Porto Luisa Diaza do Liverpoolu - kończy Marcin Ostrowski, ekspert od futbolu w Portugalii. Liga Mistrzów. Przed meczem Sporting - Manchester City: Ruben Amorim - ojciec sukcesu W nagrodę za pierwsze po 19 latach mistrzostwo Sporting gra w obecnym sezonie w Champions League. I nie jest tak, jak w znanym powiedzeniu kibiców FC Porto, że Sporting lubi gasnąć zaraz po bożonarodzeniowych lampkach. Co prawda w lidze “Lwy" oglądają plecy “Smoków", ale w Lidze Mistrzów jest odwrotnie - Sporting jest w 1/8 finału, a Porto została Liga Europy, gdzie zmierzy się z Lazio. W grupie "Lwy" zaliczyły fatalny start przegrywając 1-5 u siebie z Ajaksem i potem 0-1 z Borussią w Dortmundzie, ale dzięki wygranej 3-1 w rewanżu z BVB zameldowały się w czołowej "16" kontynentu. Ruben Amorim preferuje grę systemem 1-3-4-3 z wielką rolą środkowych pomocników, którzy mają za zadanie wspomagać defensywę, to Joao Palhinha i Mathues Nunes. Na prawym wahadle biega niezmordowany (i wypożyczony z Man City!) Pedro Porro. Paulinho jest wysuniętym napastnikiem, gra na pozycji numer "9", na skrzydłach biegają wypożyczony z PSG Pablo Sarabia i Pedro Goncalves. Sporting drugi raz w historii zagra w 1/8 finału Ligi Mistrzów. Pierwszy raz "Lwy" były na tym poziomie w 2009 r., gdy w dwumeczu uległy Bayernowi, aż 1-12. Wtedy też lizbończycy wyeliminowali w grupie drużyny mniej utytułowane niż Borussia Dortmund, bo FC Basel i Szachtara Donieck. Oczywiście to, liderujący zdecydowanie Premier League, Manchester City jest zdecydowanym faworytem rywalizacji ze Sportingiem, ale Anglicy muszą pamiętać o dwumeczu Ligi Europy z sezonu 2011/12, gdy w 1/8 finału odpadli z "Lwami". Celem City jest finał elitarnych rozgrywek, który odbędzie się 28 maja 2022 r. w Sankt Petersburgu. Pep Guardiola dwa razy triumfował w Lidze Mistrzów z FC Barcelona, nie udało mu się z Bayernem Monachium, rok temu był blisko triumfu z Man City. Wówczas Anglicy przegrali w finale na pustym stadionie FC Porto z Chelsea, teraz będą chcieli dopiąć swego. Sporting Lizbona - Manchester City Przewidywane składy: Sporting: Adan - Inacio, Coates, Feddal - Porro, Nunes, Palhinha, Reis - Sarabia, Paulinho, Goncalves. Man City: Ederson - Stones, Dias, Laporte, Cancelo - B. Silva, Rodri, De Bruyne - Mahrez, Foden - Sterling. Maciej Słomiński