Występ Kristoffera Velde oraz Filipa Marchwińskiego od pierwszej minuty starcia z hiszpańskim potentatem był sporym zaskoczeniem dla dziennikarzy i kibiców. Obaj ostatnio prezentowali się kiepsko, w niedzielnym spotkaniu z Rakowem weszli na boisko z ławki i nie dali drużynie żadnego impulsu. Tymczasem w czwartek, przeciwko jednemu z faworytów Ligi Konferencji, spisali się wyśmienicie. Szczególnie ciekawy jest tu przypadek Marchwińskiego - 20-latka, który w Ekstraklasie debiutował niemal cztery lata temu. "Złotych chłopiec" z nominacją. Niełatwy przypadek Filipa Marchwińskiego Do tego nawiązywał właśnie po meczu z Villarrealem trener Lecha John van den Brom. - Przecież "Marchew" to wciąż młody piłkarz. Ugryzłem się w język, by nie powiedzieć "dzieciak" - mówił szkoleniowiec, podkreślając młody wiek swojego pomocnika. Marchwiński debiutował w Lechu jako 16-latek, w grudniu 2018 roku, w wyjazdowym spotkaniu z Zagłębiem Sosnowiec. Lech wygrał wtedy aż 6-0, a Marchwiński zaraz po wejściu zdobył w debiucie bramkę. Z grających wówczas piłkarzy do dziś w Lechu jest jeszcze tylko João Amaral. Był uważany za wielki talent, w 2019 roku "The Guardian" umieścił go na liście 60 największych talentów na świecie, jeszcze w ubiegłym roku nominowano go w plebiscycie "Golden Boy". Marchwiński zebrał całkiem solidne, jak na 20-latka, doświadczenie - do dziś wystąpił w 107 meczach Lecha o stawkę, w tym aż 18 w europejskich pucharach. Często gra jednak nonszalancko, a wielu sympatyków Lecha uważa, że klub promuje go na siłę, by w przyszłości korzystnie sprzedać. - Gdzieś to jest, ale co mogę powiedzieć? Krytyka zawsze będzie, grunt to umieć sobie z nią poradzić. Staram się w każdy mecz wchodzić z chłodną głową i pokazywać to co najlepsze. Wydaje mi się, że nikomu nie muszę nic udowadniać, ewentualnie to może tylko sobie - mówił pomocnik Lecha po meczu z Villarrealem. Dla niego to o tyle trudniejsza sytuacja, że jest wychowankiem Lecha. - Czasem jest to bolesne, ale robię wszystko, by temu zapobiec, by wyjść na prostą. Chcę się prezentować jak najlepiej - mówi piłkarz, który miał udział przy golu na 1-0 z Villarrealem, a wcześniej zdobył ważną bramkę na początku dogrywki w spotkaniu z Vikingurem Reykjavik. Filip Marchwiński: To będzie niezapomniana noc - Moje i nasze emocje po tym meczu są niesamowite, ciężko to opisać. Bardzo się cieszę, że sprawiliśmy radość sobie, kibicom, ale i całej Polsce. Myślę, że to będzie niezapomniana noc - mówił piłkarz, który niemal do samego końca spotkania... nie był pewny zwycięstwa. - Ta pewność pojawiła się dopiero w okolicach 90. minuty, bo nigdy nie wiadomo, co się może wydarzyć w pojedynku z tak mocnym rywalem. Jakbyśmy się cofnęli, to na wyjeździe też mieliśmy korzystny wynik, by go stracić w ostatniej chwili i przegrać 3-4. Teraz musieliśmy więc dbać o sferę mentalną do samego końca - podkreślał 20-latek. Jego zdaniem o sukcesie Lecha przesądziła świetnie zorganizowana obrona, ale też umiejętność wykorzystania słabszych stref Villarrealu. - Zamykaliśmy obszary, w których Villarreal lubi atakować. Czasem na początku meczu im się to jednak udawało, bo to po prostu piłkarze światowej klasy. Byliśmy jednak znakomicie zorganizowani, a że graliśmy z przeciwnikiem preferującym bardzo otwarty futbol, który lubi być przy piłce, to dostaliśmy więcej miejsca w fazach przejścia z obrony do ataku. Po dwóch, trzech podaniach byliśmy już pod ich bramką i tak strzeliliśmy trzy gole - podsumował Marchwiński.