Lech Poznań po raz pierwszy w historii doszedł aż do ćwierćfinału europejskich rozgrywek - jutro zagra po raz 20. w tym sezonie w pucharach. Jednocześnie będzie to 50. oficjalny mecz "Kolejorza" od początku lipca, czyli od dwumeczu z Karabachem Agdam w eliminacjach Ligi Mistrzów oraz starcia w Superpucharze z Rakowem Częstochowa. To doprawdy końska dawka, którą poznaniakom udało się w miarę dobrze połączyć dzięki szerokiej kadrze i kadrowym rotacjom stosowanym przez Johna van den Broma. Do zaskakujących zmian Holender był też zmuszony w pierwszym meczu z Fiorentiną, choć nie wszystkie planował. Zmiany na środku obrony. Na tę jedną czekali kibice Lecha Największym wyzwaniem okazało się zastąpienie Bartosza Salamona, którego w dniu meczu z Włochami UEFA zawiesiła na trzy miesiące. Wszyscy w Poznaniu byli zaskoczeni, że władze europejskiej piłki najpierw pozwalają grać obrońcy, a później, kilka godzin przed kluczowym meczem, dyskwalifikują. - Nie chcę tego używać jako wytłumaczenia, w żadnym wypadku, ale to niewyobrażalne, co zrobiła UEFA. I to w dniu naszego meczu. Gdyby poinformowali nas wczoraj, to OK, byłby plan B, choć też trudno by go było wprowadzić - mówił po spotkaniu z Fiorentiną poirytowany trener "Kolejorza". Miejsce Salamona zajął Ľubomír Šatka - Słowak jest już myślami w nowym klubie, bo latem wygaśnie mu kontrakt w Poznaniu. Przeciwko Fiorentinie zagrał kiepsko, ale cała defensywa mistrza Polski miała spore problemy. Šatka jednak równie niepewny był w niedzielę w meczu z Legią - najpierw nie upilnował Tomáša Pekharta, później poślizgnął się przy golu na 2-2. Pozytywna dla van den Broma informacja jest taka, że uraz Filipa Dagerståla sprzed ośmiu dni nie okazał się groźny i Szwed we Florencji prawdopodobnie będzie mógł się pojawić w wyjściowym składzie. Wraca Murawski, co dalej z Karlströmem? Ma być "w razie czego" Zmiany będą także w środku pomocy, bo po zawieszeniu za nadmiar żółtych kartek wraca do składu Radosław Murawski. To akurat dobra wiadomość, ale niejedyna. W Warszawie kontuzji doznał bowiem Jesper Karlström i wiele wskazywało, że uraz mięśniowy może wyłączyć go z gry na kilka tygodni. Szwed jednak poleciał do Florencji, choć zapewne van den Brom będzie oszczędzał jego siły na poniedziałkowe starcie z Radomiakiem. Zagadką jest, czy po fenomenalnym występie w Warszawie tym razem w meczu z Fiorentiną szansę od pierwszej minuty dostanie Afonso Sousa. Możliwe, że tak się właśnie stanie, bo Filip Marchwiński zwykle lepiej prezentował się w roli jokera. Lech zostanie we Florencji. Wcześniej tego nie planował Lechici polecieli do Florencji dziś przed południem - wybrali mały samolot, który mógłby lądować na niewielkim lotnisku Florencja-Peretola. Wieczorem mają zaplanowany trening na Stadio Artemio Franchi, a w czwartek o godz. 18.45 rozpocznie się rewanż w ćwierćfinale Ligi Konferencji. Tym razem Lech zaraz po spotkaniu nie wraca do kraju - piłkarze spędzą noc w hotelu, a do Polski wrócą dopiero w piątek. Za to zaraz po powrocie mają zaplanowany trening regeneracyjny przy Bułgarskiej Kolejny mecz ligowy zagrają w poniedziałek w Radomiu.