Wicemistrzowie Polski uratowani od kompromitacji. Bramka last minute
Raków Częstochowa już po ośmiu minutach spotkania w Ołomuńcu mógł prowadzić dwiema bramkami. Wicemistrzowie Polski wyraźnie dominowali nad Czechami, ale nie potrafili postawić kropki nad "i". W końcówce spotkania - po pierwszym celnym strzale, na prowadzenie wyszli jednak gospodarze, ale Stratos Svarnas uratował honor "Medalików" i jeden punkt, genialnym strzałem z woleja doprowadzając do remisu 1:1.

Po wygranej Legii Warszawa 2:1 z Szachtarem oraz remisie Jagiellonii Białystok 1:1 z RC Strasbourg, oczy rozgrzanych kibiców zwróciły się w kierunku Gibraltaru, gdzie Lech Pozań walczył z Lincoln oraz Czech - gdzie Raków Częstochowa grał z Sigmą Ołomuniec. I tajemnicą poliszynela było, że to polskie ekipy były murowanymi faworytami.
Piłkarze Marka Papszuna postanowili zaskoczyć rywali już w pierwszej akcji, co wyglądało bardzo dobrze, ale do ostatniego podania. Peter Barath wpadł w pole karne na prawym skrzydle, ale spóźnił się z momentem dośrodkowania i zrobił to zdecydowanie za późno. W wyniku tego piłka trafiła prosto w ręce bramkarza, zamiast dotrzeć do któregoś z wbiegających kolegów.
W 8. minucie wynik na tablicy powinien się już zmienić, kiedy Patryk Makuch wyszedł sam na sam z bramkarzem i był w stanie prowadzić piłkę niemalże przez pół boiska. Kiedy pojawił się już w polu karnym, uderzył wprost w interweniującego bramkarza.
Jedyny celny strzał Czechów prawie doprowadził do kompromitacji Rakowa
Polski napastnik kwadrans później po raz kolejny zmarnował świetną okazję swojej drużyny, kiedy zgasił sobie piłkę w polu karnym i z półwoleja uderzył w kierunku bramki strzeżonej przez Jana Koutnego. Na swoje nieszczęście, piłkę skierował znów prosto w golkipera.
Przed końcem pierwszej połowy, okazję do postraszenia Kacpra Trelowskiego mieli gospodarze, którzy wykonywali rzut wolny z lewej strony boiska. Po dośrodkowaniu Abdoulaye Sylla uderzył głową jednak bardzo niecelnie i futbolówka pofrunęła w trybuny.
W lepszej okazji - najlepszej dla Sigmy, znalazł się za to Daniel Vasulin. Po zgaszeniu piłki do ziemi przez jednego z obrońców Rakowa, napastnik od razu uderzył z woleja i pomylił się nieznacznie. Futbolówka o centymetry minęła poprzeczkę bramki "Medalików".
Dziesięć minut po zmianie stron piłkarze Marka Papszuna świetnie odebrali piłkę w środku boiska, po czym przeprowadzili akcję na jeden kontakt i przeprowadzili atak prawym skrzydłem. Michael Ameyaw dośrodkował nawet piłkę, już upadając, ale po drugiej stronie pola karnego nie było dosłownie nikogo - ani kolegów, ani rywali.
W 75. minucie za głowę złapał się Bogdan Racovitan, a także kibice Rakowa. Obrońca świetnie odnalazł się w polu karnym rywali i główką zamykał dośrodkowanie z lewego skrzydła. Zamiast jednak skierować piłkę w bramkę, to skierował ją w powietrze. Golkiper rywali nawet nie musiał interweniować.
Bramka w ostatniej chwili. Żelazny żołnierz Papszuna uratował wicemistrzów Polski
Zanim na zegarze wybiła 80. minuta, Marek Papszun nie krył się już z planem na ostatnie fragmenty meczu i rzucał na boisko wszystko, co miał do zaproponowania w ofensywie. Na murawie zameldowali się, chociażby Karol Struski i Imad Rondić.
To nie przyniosło jednak bramki gościom z Częstochowy, a gospodarzom... Stepan Langer dośrodkował z rzutu rożnego, a Jan Kral oddał pierwszy celny strzał dla Sigmy w tym meczu i od razu wpisał się na listę strzelców.
Honor i jeden punkt dla "Medalików" uratował Stratos Svarnas, który z woleja zamknął dośrodkowanie Tomasza Pieńko i zerwał pajęczynę ze spojenia bramki Sigmy.
Raków do wygranej w pierwszym meczu Ligi Konferencji, teraz dorzuca jeden punkt, co dało częstochowskiej ekipie awans na 8. miejsce tabeli.










