Nie ma co do tego absolutnej pewności, ale wszystko wskazuje na to, że pierwszy raz w historii polskie kluby piłkarskie zagrały z reklamami na koszulkach w 1983 roku. CZYTAJ TEŻ: LECH POZNAŃ W ĆWIERĆFINALE LIGI KONFERENCJI Wisła Kraków i Alvorada Cafe Najpierw Wisła Kraków, która w pierwszym ligowym meczu w roku kalendarzowym, z Szombierkami Bytom (13.03.1983), na czerwonych koszulkach miała biały napis "Alvorada Cafe". - Byłem na tym meczu, dla wszystkich na trybunach było to wielkie zaskoczenie. Wśród kibiców panowało przekonanie, że to reklama kawiarni, która znajdowała się na Rynku Głównym - opowiadał mi krakowski dziennikarz Wojciech Batko. - Lokal miał klientów, ale nie było tak, że nagle zaczęły do niego chodzić tłumy kibiców Wisły. Reklama Alvorady znajdowała się na klubowych koszulkach, dresach i kurtkach. Klub dostał nowy sprzęt Adidasa z tymi reklamami i możliwe, że to była jedyna forma zapłaty - dodawał (wypowiedź dla "Kopalni"). Marek Motyka, wieloletni piłkarz Wisły, a potem trener wielu zespołów, tłumaczy mi jednak, że sprawa reklamy była bardziej złożona. - Była taka kawiarnia, to prawda, ale według mnie chodziło przede wszystkim o zareklamowanie producenta tej kawy. Razem z całym zespołem byłem na wycieczce w Austrii i odwiedziliśmy też zakład produkcyjny Alvorady. Taki wyjazd do Wiednia to była dla nas duża rzecz, bo przecież w okresie PRL najczęściej jeździło się z klubem do "demoludów" - opowiada Marek Motyka. Napis "Alvorada Cafe" na koszulkach krakowskich piłkarzy był powodem afery przy okazji meczu Wisła - Lech w finale Pucharu Polski 1984. Andrzej Iwan wspominał, że wybuchła ona przez obecnego na meczu ministra spraw wewnętrznych, który zarzucił komendantowi milicji oraz prezesowi Wisły, że wspierają imperializm i nakazał natychmiastową zmianę koszulek. Czy chodziło o niego, czy o partyjnego wyrywnego z innego szczebla, dziś trudno ustalić. W każdym razie, Wisła pierwszą połowę zagrała w czerwonych koszulkach z Alvoradą, a drugą - w białych bez napisu! - Według oficjalnej wersji, stroje Wisły i Lecha Poznań wyglądały tak samo w czarno-białych telewizorach: ciemne koszulki i białe spodenki. Wiadomo jednak, że reklama nie spodobała się w partii - przekonywał mnie Wojciech Batko. - To było dla nas wielkie zaskoczenie, gdy w przerwie finału z Lechem ktoś z klubu kazał nagle zmieniać koszulki. Nie było wtedy czasu, by dopytywać, o co chodzi, ale to uczucie zaskoczenia, czy wręcz zniesmaczenia, pamiętam dobrze - podkreśla Marek Motyka. Gdy w pierwszej kolejce nowego sezonu Ekstraklasy, Wisła Kraków przyjechała do Poznania na mecz z Lechem, reklamę na stroju miał już tylko jej bramkarz. Za to 8 sierpnia 1983 r., w nowych koszulkach, z zagadkowym napisem na froncie, zaprezentował się Lech Poznań. Szwedzki Jober na koszulkach Lecha Poznań Na zdjęciu młody sędzia Michał Listkiewicz obserwuje walkę o piłkę zawodników Wisły Kraków (białe koszulki) z graczami Lecha Poznań w ciemnych koszulkach. Ale o co chodzi z napisem "Jober" na poznańskich trykotach? - głowili się amatorzy historii Lecha i kolekcjonerzy koszulek. I czy to możliwe, że poznaniacy w tym meczu zagrali w zupełnie nietypowych dla siebie barwach czerwono-niebieskich? Po 40 latach od meczu odpowiedzi na te pytania udziela nam Jerzy Kasalik, były piłkarz Lecha Poznań, a potem trener w Ekstraklasie (m.in. Hutnika Kraków, Pogoni Szczecin i Widzewa Łódź). Jak bowiem ustalił prowadzący twitterowy profil wikilech - Encyklopedia Lecha Poznań, Kasalik podczas gry w szwedzkim Nykvarns SK, występował z taką samą reklamą na koszulkach. - Sam te koszulki Lechowi wybierałem! - zapewnia Jerzy Kasalik i przedstawia dowody. - To był przełom 1982/1983. Poznański klub nie chciał od Szwedów żadnych wielkich pieniędzy za mój transfer, za to poprosił ich o pomoc w zdobyciu sprzętu. Jober to nazwa marketów sportowych i jednocześnie ówczesny dystrybutor strojów w klubach niższych lig ze Sztokholmu i okolic. Mój klub z Nykvarn i wiele innych okolicznych, reklamował Jobera na koszulkach. Razem z trenerem Wojciechem Łazarkiem wybrałem Lechowi w Szwecji trzy komplety strojów - niebieskie, białe i potem trzecie, właśnie z czerwonym. Kupiliśmy je w sklepie w Södertälje [miasteczka z którym związany jest Mikael Ishak - przyp. red.] i wypchanym po brzegi żółtym maluchem, przeprawiając się promem, przywieźliśmy je do Polski. Auto zapakowane tym sprzętem wyglądało niesamowicie. Ale maszyna spisała się na tyle dobrze, że potem tego fiata od trenera odkupiłem! - śmieje się Jerzy Kasalik. W ten sposób przyczyniłem się do pierwszej w historii reklamy na koszulkach Lecha, choć prawda jest taka, że w Poznaniu raczej nikt nie miał pojęcia, co ten napis oznacza. A w samym czerwonym komplecie lechici nie lubili za bardzo grać - dodaje. Sam nadruk zresztą Lechowi raczej długo nie posłużył, bo próżno go szukać na zdjęciach z innych meczów poznańskiej drużyny. Tym niemniej - przeszedł do historii klubu. A same koszulki Lecha w nietypowych barwach, jeśli założymy, że pochodziły z typowego katalogu Umbro z tamtych czasów, musiały wyglądać tak...