Raków do meczu ze zdobywcą Pucharu Słowacji przystąpił mocno osłabiony. W zespole Marka Papszuna zabrakło przede wszystkim Bena Ledermana, który ostatnio imponował świetną formą, ale wypadł z powodu kontuzji. Nadal nie wyleczyli się także obrońcy Andrzej Niweulis i Tomas Petrasek, na drobny uraz narzeka bramkarz Vladan Kovacević, a od wielu tygodni pauzuje ofensywny pomocnik Marcin Cebula. - Bena nie będzie łatwo zastąpić, ale mamy swój plan na ten mecz i postaramy się go wprowadzić w życie. Spodziewamy się, że Spartak postawi wszystko na jedną kartę i zaatakuje nas od pierwszych minut. Na to też jesteśmy przygotowani - zapewniał przed meczem Papszun. Ultraofensywni goście Jak się okazało szkoleniowiec miał rację. Zespół ze Słowacji zagrał "ultraofensywnie". Trener Michal Gasparik postawił na atak i okazało się to dobra taktyką. Spartak wyglądał dużo lepiej niż w pierwszym spotkaniu, a w II połowie osiągnął sporą przewagę. Na początku meczu wydawało się jednak, że Raków kontroluje to, co dzieje się na boisku. Gospodarze do przerwy powinni prowadzić i to nie jedną bramką. Niestety w kolejnym meczu wicemistrzowie Polski byli jednak nieskuteczni, bo przecież podobnie wyglądała jego gra w Zabrzu przeciwko Górnikowi, gdzie przegrali 0:1. W Częstochowie wszystko miało jednak wyglądać inaczej. Papszun postawił na sprawdzony skład i pierwsza połowa nie zapowiadała, że awans polskiego zespołu, będzie w jakiś sposób zagrożony. Słowacki bramkarz Dominik Takac miał dużo szczęścia. Potężny 23-latek (195 cm wzrostu), instynktownie bronił uderzenia Patryka Kuna i Vladislava Gutkovskisa. Inne strzały na jego bramkę były niecelne, bądź w ostatniej chwili blokowane przez obrońców Spartaka. Ivi Lopez rozdzielał piłki na prawo i lewo, wypadało tylko żałować, że sędzia zarządził przerwę. Na drugą połowę Raków wyszedł jednak zbyt pewny siebie. Atakował mało energicznie. Spartak łatwo przejmował piłkę i groźnie atakował. W 54. min goście powinni prowadzić. Prawą stroną przez nikogo nie atakowany pobiegł Erik Daniel i dokładnie dograł na środek pola karnego do Milana Ristovskiego. Macedończyk stał na 11. metrze i miał przed sobą całą bramkę, ale fatalnie przestrzelił. Zmieścił piłkę między nogami Słowaka Piłkarze Rakowa wyglądali na zszokowanych, ale minęło jeszcze 10 min zanim się otrząsnęli z przewagi przeciwnika. Sygnał do ataku dał oczywiście Ivi Lopez, którego fantastyczny strzał Takac wybił na rzut rożny. Po dośrodkowaniu Lopeza w świetnej sytuacji znalazł się Kun, ale strzelił nad bramką. W 65. min Raków miał trzecią okazję w ciągu 120 sekund, ale strzał Lopeza po rykoszecie poszybował obok bramki. W końcu nadeszła 68. min i w końcu Raków objął prowadzenie. Gutkovskis zagrał do Lopeza, który odegrał do Władysława Koczerhina. Ukrainiec mocno uderzył i w końcu miał więcej szczęścia niż Takac, który wpuścił bramkę pomiędzy nogami. Wicemistrz Polski objął w dwumeczu prowadzenie 3:0 i zaczął mądrze uspokajać grę. Spartak też chyba przestał wierzyć w odrobienie strat i "szalony" w pewnym momencie stracił tempo. Obudziły się za to trybuny. Kibice Rakowa głośno świętowali wygraną i fetowali swoje gwiazdy, które kolejno zaczęły opuszczać boisko. Najgłośniejsze brawa usłyszał zmęczony Lopez, który opuścił plac gry na kwadrans przed końcem spotkania. Aplauz towarzyszył też zmianie Koczerhin - Bartosz Nowak. Ten pierwszy dał wygraną, a dla drugiego był to debiut w nowych barwach po niedawnym transferze z Górnika Zabrze. Teraz Raków czeka ciężki dwumecz ze Slavią Praga. Jeśli awansuje, to pierwszy raz w historii zagra w fazie grupowej europejskich pucharów. Może to być kolejny, bardzo ważny krok naprzód dla najlepiej zarządzanego klubu w Polsce. Z 10 meczów w Europie w 9 Raków nie stracił gola, w tym we wszystkich, które rozgrywał jako gospodarz. Kolejny sukces nie jest nierealny. Rok temu Slavię w IV rundzie eliminacji Ligi Europy wyeliminowała Legia Warszawa.