Niewiele zostało z zarzutów przeciwko Pankovowi, oskarżonemu o pobicie ochroniarza klubu piłkarskiego AZ po meczu obu klubów w piłkarskiej Ligi Konferencji UEFA w październiku ubiegłego roku - ocenił dziennik. Po zakończeniu meczu w Alkmaar, w centralnej Holandii, piłkarze polskiej drużyny Josue Pesqueira i Pankov, zostali wyprowadzeni z autokaru przez policję i przewiezieni na komisariat. Strona holenderska zarzuciła im napaść na ochroniarza miejscowego klubu, który jakoby miał mieć m.in. złamany łokieć, poważne obrażenia głowy oraz szyi, a do szpitala trafił z ortezą na szyi. To nie był koniec przykrych wydarzeń w Alkmaar. Podczas ostrych przepychanek ucierpiał nawet prezes Legii Dariusz Mioduski, mocno szarpany i popychany przez funkcjonariuszy. Sprawą zajęła się UEFA, która ukarała holenderski klub grzywną w wysokości 40 tysięcy euro. Skandal w Holandii. Zeznania ochroniarza się nie potwierdzają Jak relacjonuje "De Telegraaf" w czwartek doszło do przesłuchania przed sędzią śledczym w Alkmaar i - jak podaje gazeta - okazało się, że ochroniarz nie tylko nie miał złamanego łokcia, ale także nie doszło do obrażeń szyi i głowy. "Ochroniarz nie był szczery" - twierdzi adwokat Christian Visser, obrońca zawodnika Legii. Adwokat, wynajęty przez polski klub, udowadniał przed sędzią śledczym, iż rzekome obrażenia ochroniarza, to wynik wcześniejszych kontuzji, na co wskazywała udostępniona mu dokumentacja medyczna. "Był on leczony już wcześniej w latach 2018, 2019 i 2022" - przekonywał mecenas Visser. Ostatecznie sprawa została odroczona i będzie kontynuowana w czerwcu br.