Liga Konferencji bywa traktowana z lekkim lekceważeniem. Całkowicie niesłusznie. Oczywiście, jest to trzeci względem rangi puchar rozgrywany pod egidą UEFA. Ale sukces w Europie zawsze cieszy. Doskonałym tego przykładem są kibice Betisu. Fakt, ich ekipa przegrała. Ale na każdym kroku dało się odczuć, że to dla nich najważniejszy mecz sezonu. A może i coś więcej. Wszak przybyli na Dolny Śląsk z myślą o celebrowaniu pierwszego w dziejach Betisu triumfu w europejskich pucharach. Ten mecz nie byłby tak kolorowy, gdyby nie przybysze z Półwyspu Iberyjskiego. To oni rozkręcali przedmeczową fiestę na rynku - tańcząc, śpiewając i wyrażając szczerą miłość względem swojego klubu. To także oni przygotowali na sam mecz specjalną oprawę i przez znaczą część spotkania sprawiali, że na trybunach nie panowała cisza. Patrząc na nie z perspektywy centralnej części stadionu, można było dostać jednostronnego oczopląsu. W sektorze zajmowanym przez fanów Betisu tumult był nieustający, podczas gdy siedzący za przeciwstawną bramką londyńczycy przez dłuższy czas wyglądali, jak gdyby przyjechali na koncert muzyki klasycznej, nie piłkarskie święto. Zdradzał ich tylko stój. Sytuacja zmieniła się dopiero pod koniec spotkania, gdy to Anglicy celebrowali zbliżający się triumf, a Hiszpanie powoli przełykali gorycz porażki. Finał Ligi Konferencji - czyli kolejny sukces Polski pod czujnym okiem UEFA Niestety, trzeba wspomnieć o skandalicznych incydentach. Obie grupy starły się na Rynku dwukrotnie. I to najbardziej przykry element wrocławskiego finału. Obrazki z tych scen wyfrunęły w świat. Ale to akurat nie nasza wina. Ba, same służby interweniowały sprawnie, co warto pochwalić. Zwłaszcza, że funkcjonariusze przy okazji przedmeczowego galimatiasu nie ograniczali się do używania armatek wodnych. Bo przez cały dzień służyli także pomocą i uśmiechem. Nie zabrakło przy tym wspólnych fotek z kibicami. To kadry, które także warto pokazać. I zapamiętać. Co także warte podkreślenia, Wrocław został zalany kilkudziesięcioma tysiącami kibiców z Anglii i Hiszpanii, a mimo to wszystko funkcjonowało dość sprawnie. Oczywiście, już na kilka godzin przed meczem tramwaje ruszające spod Rynku były przepełnione i aż podskakiwały na torowisku podczas zabawy fanów Betisu. Ale ruch był sprawnie rozładowywany, a osoby funkcyjne skutecznie podpowiadały, skąd najlepiej wyruszyć w stronę stadionu. Na samej arenie także nie dało zauważyć się większych problemów z przepływem kibiców. Co potwierdzają ich recenzje. Trudno stwierdzić, czy jest w tym więcej kurtuazji czy szczerości, ale w czwartkowe przedpołudnie trudno było usłyszeć słowa narzekania na coś więcej, niż sam wynik. No może poza drobnymi niedogodnościami w kwestii lotów. Polska więc kolejny raz dała radę. Po Euro 2012, finałach Ligi Europy z 2015 i 2021 roku, a także ubiegłorocznym Superpucharze Europy znów zanotowaliśmy organizacyjny sukces, co zapewne spotka się z przychylnym odbieram ze stronny władz UEFA. Jej włodarze mogą być pewni jednego - na Polakach można polegać. Kolejnym wielkim marzeniem byłaby więc organizacja finału Ligi Mistrzów. Ale na jego spełnienie na pewno przyjdzie nam poczekać. Bo jak na razie żadna z naszych aren - nawet PGE Narodowy - nie spełnia standardów narzucanych przez UEFA kandydatom do goszczenia tej rangi wydarzenia. Z Wrocławia - Tomasz Brożek