Maciej Słomiński, INTERIA: Polscy kibice byli mocno zaskoczeni przegraną Legii Warszawa 2-3 z Molde w pierwszym mecz 1/16 finału Ligi Konferencji Europy. Ekstraklasa już zaczęła grę, tymczasem norweska Tippaligaen startuje dopiero 1 kwietnia. Dawid Bugaj, obrońca Lechii Gdańsk: - Nie byłem bardzo zaskoczony przebiegiem meczu i wynikiem. W Norwegii o tej porze roku panuje specyficzna aura, dodatkowo sztuczna murawa stanowi często przeszkodę nie lada dla rywali, którzy przybywają z innych okoliczności przyrody. Molde jest mocnym zespołem o czym świadczy dotarcie do fazy pucharowej Ligi Konferencji Europy, na tym szczeblu za darmo miejsc nie dają. Wydaje się, że Legia mogła trochę zlekceważyć norweskiego rywala w pierwszej połowie, stąd taki wynik. Dopiero druga połowa wyglądała tak, jak Legia sobie życzyła. Godziny dzielą nas od rewanżu w Warszawie. Jak będzie wyglądało to spotkanie? - Przed meczem z Legią Warszawa Molde wszystkiego rozegrało trzy sparingi na obozie w Portugali. Nie da się ukryć, że norweski zespół nie jest w rytmie meczowym, ciężko od razu wejść na poziom europejski, priorytetem jest liga, której początek dopiero za pięć tygodni. Legia będzie miała za sobą publikę, która stworzy atmosferę, do której gracze norwescy nie są przyzwyczajeni. Ponadto polska drużyna już wie czego się spodziewać, drugi raz na pewno rywala nie zlekceważy. Obstawiam, że Molde FK zagra defensywnie. To jaki padnie wynik w czwartkowy wieczór? - Charakter Norwegów każe im zawsze walczyć do końca, wydaje się że będzie to bardzo wyrównany mecz, a szanse są niemal idealnie równe. Za Legią przeważa własny obiekt, za Molde jednobramkowa przewaga z pierwszego spotkania. W pierwszym meczu przy składzie Legii było wiele flag narodowych, przy graczach Molde 10 norweskich i jedna duńska. Naliczyłem sześciu którzy są wychowankami norweskiego klubu, niektórzy wyszli z Molde w świat i wrócili, inni jeszcze nie wyfrunęli. Czy możemy mówić o pewnym fenomenie? - Molde nie ma słynnej na cały świat akademii, ale dysponuje doskonałą siatką skautów. Fredrik Gulbradsen, Martin Linnes, Magnus Eikrem, Mats Møller Dæhli to zawodnicy doświadczeni, którzy byli za granicą i wrócili do macierzystego klubu. Molde to jak na norweskie warunki klub stosunkowo bogaty, stać go na wyciąganie zawodników z ligowej konkurencji. Czy są w kadrze Molde gracze, których znasz osobiście i czy pytali ciebie o Legię? - Wielu znam osobiście, ale nie było wielu pytań o Legię, to raczej ja musiałbym ich pytać. Mathias Lovik, który wystąpił na lewym wahadle w pierwszym meczu, to mój dobry kolega, przeszliśmy przez wszystkie szczeble akademii razem. Cieszę się, że mogę go oglądać w europejskich pucharach. Jak wygląda akademia piłkarska Molde FK? - Ojciec, który też był piłkarzem zapisał mnie do klubu, gdy miałem sześć lat. To jeszcze nie jest akademia, a bardziej zabawa, która trwa mniej więcej do 12 roku życia. Od poziomu U-13 jest już selekcja, wtedy tworzy się klasy sportowe, młodzi sportowcy razem uczą się i trenują. Na tym poziomie nie ma wyciągania zawodników z drugiego końca Norwegii, w takiej drużynie są tylko zawodnicy z regionu. W wieku 17-18 lat następuje przejście do seniorów, przeważnie jeden-dwóch zawodników wchodzi do pierwszej drużyny, reszta gra w niżej sklasyfikowanych klubach z okolicy. Najsłynniejszym wychowankiem akademii Molde jest Erling Haaland. - Tak, jest jej wizytówką. 4-5 lat temu, gdy mijaliśmy się na korytarzach niewiele wskazywało, że tak wystrzeli i będzie jednym z najlepszych napastników na świecie. Czy ty czujesz się bardziej Polakiem czy Norwegiem? - Zostałem zaproszony na zgrupowanie reprezentacji U-15 Norwegii, Polska nie miała jeszcze wtedy drużyny na tym poziomie, postanowiłem skorzystać z zaproszenia, sprawdzić się. Kilka miesięcy później dostałem powołanie z polskiej reprezentacji i jej pozostaję wierny. Półtora roku temu dzwonili do mnie Norwegowie, abym reprezentował ich na poziomie U-19, grzecznie odmówiłem. Czuję się Polakiem, moi rodzice są Polakami, także najbardziej chcę reprezentować kraj, dla którego bije moje serce. Zobaczymy co przyniesie przyszłość, mam paszporty obu krajów, teoretycznie na szczeblu seniorskim mogę reprezentować zarówno Polskę jak i Norwegię Świetnie radzisz sobie z językiem polskim, a nie jest to regułą w przypadku dzieci rodaków na obczyźnie. Czy to zasługa licznych rodaków przebywających w Norwegii? - Tylko i wyłącznie rodziców. W domu zawsze rozmawiamy po polsku, oni starali się mnie i brata wychować po polsku. Nie ma wielu naszych rodaków w Molde, oni mieszkają raczej w okolicach Oslo. Chciałem zapytać o włoski rozdział twojej kariery. W wieku 16 lat z Norwegii wyjechałeś do SPAL, to chyba należy traktować jako awans sportowy? - Pół roku przed transferem do SPAL grałem turniej w polskiej reprezentacji młodzieżowej w Izraelu, tam byłem obserwowany przez włoski klub nic o tym nie wiedząc. W międzyczasie wyjechałem na testy do Borussii Dortmund, niestety potem nastał COVID-19 i na testach się skończyło. Latem 2020 r. zgłosił się SPAL, przedstawiając mi plan na dalszą karierę, zgodziłem się przejść do Italii bez wielkiego wahania. Włochy są ojczyzną catenaccio i skutecznej obrony, także dla mnie było to najlepsze miejsce pod słońcem. Świetna szkoła życia dla młodego chłopaka, pierwszy raz opuściłem dom rodzinny co mnie zbudowało jako człowieka. Również uniwersytet futbolu dla obrońcy, już na pierwszych zajęciach poznałem takie szczegóły taktyczne, o których nie miałem wcześniej pojęcia. Czy byłeś bliski debiutu w pierwszym zespole? - We Włoszech kluby nie mają drużyn rezerwowych, dlatego ścieżka prowadzi przez zespoły juniorskie i Primaverę. Trenowałem z pierwszą drużyną SPAL pod kierunkiem Daniele De Rossiego (dziś szkoleniowca AS Roma), ale do debiutu nie doszło. Twoim kolegą klubowym był Patryk Peda, który ma za sobą debiut w dorosłej reprezentacji Polski. - Jesteśmy dobrymi kumplami. Patryk to bardzo spokojny i wyważony chłopak, skupiony na jednym celu, którym jest jak najlepsza gra w piłkę. Czy wypożyczenie do Lechii Gdańsk, do którego doszło latem 2023 r., to kolejny awans sportowy? - Były propozycje z klubów Ekstraklasy, ale Lechia była najbardziej zdeterminowana i konkretna. Polska I liga dla młodego zawodnika bez ogrania w seniorskiej piłce to idealne rozgrywki. To na pewno krok do przodu w mojej przygodzie z piłką. Jaka jest twoja sytuacja kontraktowa? - Jestem do końca sezonu wypożyczony do Lechii Gdańsk, która do końca maja może podjąć decyzję o pierwokupie. A jak z twoim zdrowiem? W rundzie jesiennej miałeś stałe miejsce w składzie, tymczasem mecz otwierający rundę wiosenną (Lechia Gdańsk pokonała Wisłę Płock 3-1) spędziłeś na ławce rezerwowych. - Po ostatnim meczu na zgrupowaniu w Turcji (1-1 z mistrzem Ukrainy, Szachtarem Donieck) poczułem lekki ból w pachwinie, przez co w tygodniu poprzedzającym ligową inaugurację zacząłem trenować dopiero w czwartek. Uważam, że jak na tak mocny okres przygotowawczy zarówno ja, jak i drużyna przeszliśmy go stosunkowo suchą stopą. W meczu z Płockiem zastąpił mnie Dominik Piła, teraz jestem już w pełni sił i tylko od trenera zależy, który z nas wystąpi w meczu ze Zniczem Pruszków. Który zawodnik jest dla ciebie wzorem, jeśli chodzi o prawą obronę? - Lubię oglądać mecze czołowych reprezentacji i Ligi Mistrzów, aby brać dla siebie jak najlepsze wzorce. Oprócz prawej obrony, mogę grać jeszcze na prawym wahadle. Ogólnie prawa flanka jest moją domeną. Przez lata lubiłem patrzeć, jak gra Łukasz Piszczek. Poza tym na pewno Kyle Walker z Manchesteru City. Jest obecnie w Lechii Gdańsk angielski trener Kevin Blackwell, momentami twoja gra może się kojarzyć w piłkę wyspiarską. - Wielu marzy o grze w najlepszej lidze świata i ja nie jestem wyjątkiem. W każdym meczu sporo się dzieje, czuć oddech kibiców, którzy siedzą bardzo blisko. Nie można powiedzieć, że liga angielska nie jest taktyczna, ale na pewno mniej jest strategii niż we Włoszech. Chciałbym kiedyś zagrać na wyspach brytyjskich. Liga angielska celem długofalowym, a co z krótszym horyzontem? - Nikt nie ukrywa, że dla Lechii Gdańsk celem jest awans do Ekstraklasy. Wywalczenie tego awansu na pełnym stadionie byłoby wielkim krokiem w mojej przygodzie z piłką. Waszym ostatnim meczem domowym będą derby z Arka Gdynia. Czy Olaf Kobacki był tym skrzydłowym, który sprawił tobie najwięcej kłopotów na boisku w rundzie jesiennej? - Ten mecz derbowy, który graliśmy na śniegu w ogóle nie powinien się odbyć. Nic nie było widać, rządził przypadek, powinno się go przełożyć na inny termin. Mieliśmy na ten mecz ułożoną strategię, której nie dało się realizować, nie dlatego że przeszkodził rywal, a pogoda. Zresztą piłkarze Arki mogą powiedzieć to samo. Kobacki to dobry zawodnik, ale też miał problemy w tym meczu, ślizgał się na murawie jak wszyscy. Nie było zawodnika w rundzie jesiennej, który śni mi się po nocach, myślę że jak na pierwszą rundę w dorosłej piłce poradziłem sobie dobrze. Rozmawiał Maciej Słomiński, INTERIA