Zapomnijcie o mistrzostwie Europy dla Danii w 1992 r., zapomnijcie o Grecji z 2004 r., zapomnijcie wreszcie o mistrzostwie Anglii dla Leicester City w 2016 r. Wciąż aktualny mistrz Norwegii i rywal Lecha Poznań w 1/8 finału Ligi Konferencji, Bodø/Glimt to prawdziwy piłkarski Kopciuszek z baśni braci Grimm. Bodø to 50-tysięczna osada rybacka, która znajduje się na północ od koła podbiegunowego. To oznacza, że od 30 maja do 12 czerwca jest tu cały czas jasno, a zimą słońce nie pojawia się na niebie od 1 grudnia do 10 stycznia. Lech Poznań nazywany jest "Kolejorzem", dlatego warto dodać, że Bodø to ostatnia stacja norweskich linii, dalej na północ pociąg nie jedzie, chyba że przez Szwecję. Chociaż zależy jak na sprawę patrzeć, miejscowi mówią, że to nie ostatni, a pierwszy przystanek kolejowy. Jakby się wysilić można dopatrzeć się nawet pewnej przenośni i kolei piłkarskiego losu w tym kolejowym zestawieniu. Do 1971 r. drużyny z północy Norwegii w ogóle nie mogły rywalizować z resztą kraju w lidze. Nie wierzono, że podejmą rękawicę, że będą w stanie podróżować na południe kraju - droga samochodem do stolicy zajmuje około 16 godzin. To był czas, gdy najemcy mieszkań w Oslo zaznaczali - "oferta nie dotyczy osób z Nordland". Piłkarze zza kręgu polarnego nie tylko dali radę rywalizować, ale w 1975 r. zdobyli krajowy puchar, a potem jeszcze w 1993 r. Również dwukrotnie cenne trofeum zdobyli piłkarze Tromsø - to "derbowy" rywal Bodø, położony jeszcze bardziej na północ. Cudzysłów stąd, ponieważ oba kluby dzieli 550 km - to godzina lotu samolotem lub 8,5 samochodem. - W lutym w Bodø jest pogoda z najgorszego koszmaru. Wiatr jest zimniejszy od jakiegokolwiek miejsca na kontynencie. Oczywiście może być również pięknie, przy odrobinie szczęścia. Pewne jest jedno - drużyna Lecha Poznań nigdy meczu 1/16 finału Ligi Konferencji nie zapomni - mówi nam Freddy Toresen, dziennikarz "Avisa Nordland", zajmujący się drużyną Bodø/Glimt. Bodo/Glimt - transfery za miliony No dobrze, ale to nie zawody z geografii. Jakim cudem północny klub z ułamkiem budżetu konkurentów z południa rozsiadł się na szczycie? Jak w takich przypadkach bywa, kilka rzeczy zdarzyło się w tym samym czasie, klocki ułożyły się idealnie. Bodø trafiło się pokolenie młodych, zdolnych piłkarzy jak: Håkon Evjen, Patrick Berg, Fredrik Andre Bjørkan i Jens Petter Hauge. Świetni zawodnicy i zupełnie inni, przez co znakomicie się uzupełniający. Kolega Erlinga Haalanda (ich wspólny klip można zobaczyć na Youtube) z linii ataku, Erik Botheim kosztował 5 milionów euro, gdy przeszedł do Krasnodaru z Bodo - dziś gra w Salernitanie - to najdroższy zawodnik w historii norweskiego klubu. Za wspomnianego Hauge AC Milan zapłacił 4,8 miliona Euro - dziś gra na wypożyczeniu w Gent. RC Lens dało za Berga 4,5 miliona euro rok temu. Nie wszystko poszło zgodnie z planem, bo za osiem miesięcy defensywny pomocnik był z powrotem na kołem podbiegunowym i podpisał z macierzystym klubem 5-letni kontrakt. W linii pomocy towarzyszy mu Duńczyk Albert Grønbæk, który przeszedł za 3 miliony z Aarhus. Tak jak Berg podpisał latem 5-letnią umowę. Kwoty transferowe robią wrażenie. Bodo/Glimt - trener i pilot myśliwca Piłkarze chętnie przychodzą i wracają na północ dla trenera - od 2017 r. jest nim Kjetil Knutsen. W 2018 r., po awansie do Eliteserien zajął 11. miejsce, potem drugie, wreszcie pierwsze i to dwukrotnie. Razem z tytułem mistrza Norwegii zdobyli jeszcze miano najbardziej położonego na północ mistrza kraju w Europie. - Moja rodzina nie mieszka ze mną w Bodø, została w Bergen, to pozwala mi się całkowicie skupić na piłce. Tego samego wymagam od innych - 99 procent to u mnie za mało, potrzeba 100 - mówi Knutsen, który od lat szlifuje system 1-4-3-3 i wysoki pressing, wymieniając w nim kolejne ogniwa. Czyżby to był norweski Marek Papszun? Z całym szacunkiem, Częstochowa jak Bodø nie olśniewa pięknem, może gdy pracuje się w takim miejscu, łatwiej skupić się na robocie? - Znam miejsce naszego klubu w piłkarskim łańcuchu pokarmowym. Kupujemy graczy, by ich potem sprzedawać z zyskiem. Absolutnie się nie obrażam, jeśli ktoś chce odejść. Jestem szczęśliwy, że mogłem mu pomóc się rozwinąć - mówi Knutsen, który prawdopodobnie straci zaraz trzech ważnych zawodników. Kontrakty wygasają tak istotnym zawodnikom jak: Nikita Haikin, Ola Solbakken i Alfons Sampsted. Prawdopodobnie odejdą za darmo i nie zagrają z Lechem. - Za duże pieniądze może zostać sprzedany Hugo Vetlesen, pomocnik, który zdobył 16 goli w lidze - to rekord w norweskim futbolu ligowym. W klubie wydają się zadowoleni z losowania. Dominuje podejście: "mogło być lepiej, mogło być gorzej". Z pewnością nikt nie sądzi, że Lech będzie łatwą przeszkodą. Mając w pamięci niedawne mecze z Legią Warszawa, wszyscy spodziewają się równie gorącej atmosfery w Poznaniu, jak wówczas w Warszawie. Dziennikarze, którzy byli w 2021 r. w polskiej stolicy, długo byli pod wrażeniem - ocenia dziennikarz Freddy Toresen. Knutsen nie zwraca uwagi na media, skupia się na pracy i poławianiu piłkarskich pereł. Jak na rybacką okolicę przystało na stadionie Aspmyra jest makieta wielkiego łososia. - Jeśli czytałbym co o mnie piszą, rozpraszałoby mnie to. Social media? Bez szans, nie podoba mnie się to, to nie moja rola błyszczeć w nich - mówi Knutsen, którego ostatnio łączono z wakatem w Aston Villi, wcześniej z Aberdeen, Barnsley, Burnley - to tylko te z początku alfabetu, było jeszcze wiele innych. Obok trenera piłkarskiego jest trener mentalny. W 2017 r. klub zatrudnił w tej roli... ex-pilota myśliwca. Bjorn Mannsverk służył m.in. w Afganistanie i wcześniej niezbyt interesował się piłką nożną. Zwyczajowe dla klubu piłkarskiego komunały jak "chcemy być w środku tabeli" czy "skupiamy się na najbliższym meczu" ustąpiły miejsca przedmeczowej medytacji. Klub Bodø/Glimt zaczął rosnąć jak na drożdżach. W 2017 r. budżet klubu wynosił koło 4 milionów euro, w 2022 r. to już trzy razy tyle - około 12 milionów. Jest inflacja, ale nie aż taka. Za postępem sportowym musiał pójść organizacyjny. Bodo/Glimt - szczotki do zębów O gigantycznej makiecie łososia już było. Ale to nie wszystko. Są jeszcze żółte szczotki do zębów. Że jak? - zapytacie. Klub kibica zaczął działalność na trybunach stadiony Aspmyra w sezonie 1974/75. Głośny doping, flagi, to wszystko już było. Lider kibiców sięgnął do kieszeni. Tam miał szczotkę do zębów w barwach klubowych. Ona zaczęła przynosić szczęście, drużyna zaczęła wygrywać, wówczas szczotka zaczęła mieć jeszcze inne zastosowanie. Gdy Bodo wygrywało, impreza trwała do wczesnego poranka dnia następnego. Mecze często bywały w niedzielę, co trzeba zrobić w poniedziałkowy poranek? Iść do roboty. Trochę słabo, gdy się ma nieświeży oddech. Wtedy szczotka do zębów jest, jak znalazł. Stadion Aspmyra mieści nieco ponad 7 tysięcy widzów. Oficjalnie, ponieważ można kibicować z pobliskich budynków. Widok jest tak samo dobry i za darmo. Szczotka weszła do lokalnego folkloru - kapitan Bodø/Glimt razem z proporczykiem przed każdym meczem wręcza kapitanowi gości właśnie żółtą szczotkę do zębów. Kapitan Lecha, Szwed Mikael Ishak (właśnie przedłużył kontrakt z "Kolejorzem" - gratulujemy obu stronom!) nie musi dodatkowo obciążać bagażu. Szczotka czeka już na miejscu. Bodo/Glimt - upokorzenie Mourinho W kończącym się sezonie (w Norwegii gra się systemem wiosna - jesień) Bodø/Glimt nie obroni tytułu - będzie drugie lub trzecie. Niedzielny mecz ligowy ze Strømsgodset będzie ostatnim, spotkaniem numer 56 w roku 2022. To więcej niż kiedykolwiek zagrała jakakolwiek norweska drużyna. Większość z tych meczów była bardzo ważna, poczynając od lutowego spotkania z Celtikiem w Glasgow. To był bardzo długi rok dla graczy Bodo - po tym jak wygrali mistrzostwo rok temu, właściwie nie mieli urlopu. Z marszu udali się na 3-tygodniowe zgrupowanie w Hiszpanii, by przygotować się do zwycięskiego meczu z "Celtami". Potem pokonali AZ Alkmaar, by w ćwierćfinale ulec ostatecznemu triumfatorowi Ligi Konferencji AS Roma (2-1 i 0-4). To był rewanż za grupową porażkę. Jose Mourinho za kołem podbiegunowym przegrał ze swoją drużyna aż 1-6. To najwyższa przegrana w karierze portugalskiego szkoleniowca. Dobrze, że chociaż miał szczotkę do zębów na rano. Maciej Słomiński, Interia