Legia Warszawa w pierwszym meczu z Molde FK szybko straciła trzy bramki, ale po zmianie stron zdołała nieco zniwelować straty i ostatecznie przegrała 2:3. W perspektywie rewanżu na własnym stadionie taki wynik dawał nadzieję na odwrócenie losów rywalizacji i wywalczenie awansu do 1/8 finału Ligi Konferencji, jednak piłkarze Legii szybko zostali sprowadzeni na ziemię. "Wojskowi" w 20 minut stracili dwie bramki, a po przerwie "dobił" ich Fredrik Gulbrandsen, ustalając wynik na 3:0. Zawodził nie tylko Kacper Tobiasz, który podobnie jak w pierwszym meczu, ponownie nie ustrzegł się błędów, ale też Radovan Pankov. Serba jeszcze w trakcie meczu w mediach społecznościowych krytykowali kibice, sam zainteresowany po spotkaniu również przyznał, że popełnił błąd przy pierwszym golu. "Dotknąłem piłkę przy pierwszym golu, był to mój błąd. Zaatakowałem piłkę lewą nogą, powinienem prawą. Trąciłem piłkę, a ta później odbiła się od przeciwnika. On też był zaskoczony, ale wykorzystał tę sytuację. Fredrik Gulbrandsen dobrze odnalazł się w polu karnym" - mówił cytowany przez legia.com. Legia upokorzona, dziennikarze nie zostawiają na niej suchej nitki. Powtarza się jedno nazwisko Radovan Pankov wypalił po meczu. "Nie czułem, że są od nas mocniejsi" Pankov zauważył, że w obu spotkaniach piłkarze Legii popełniali zbyt dużo indywidualnych błędów, przez co dwumecz skończył się wynikiem 6:2 dla Molde. I zaskoczył, bo jego zdaniem "Wojskowi" byli drużyną na podobnym poziomie co rywal z Norwegii. Serb nie przebierał w słowach i wprost przyznał, że utrata trzech bramek to "wstyd". Według 28-latka Legia mogła odpowiedzieć trafieniami, ale tego nie zrobiła, ponieważ "czasem zabrakło szczęścia, by wrócić do gry". "Nie możemy teraz płakać, za chwilę mamy kolejny mecz, który trzeba wygrać. Przed nami analiza tego, co się wydarzyło. Musimy dać radość temu miastu, tym ludziom. Co mecz mamy pełny stadion, kibice są z nami, choć wiem, jak bardzo są rozczarowani. My również jesteśmy rozczarowani" - komentował. Norweskie media dobijają Legię po klęsce w Warszawie. "W brutalny sposób". To jest nokaut