Moje dwie najmłodsze pociechy, synowie lat 12 i 10 kochają piłkę nożną. Trochę bardziej tą większą rodem z ligi angielskiej i Champions League, ale od kiedy zabrałem ich na mecz Lechii z Wartą Poznań, w którym Flavio Paixao zdobył setną bramkę w lidze, lubią też Lechię i Portugalczyka. Wyobraźnia zaczęła pracować, gdy dowiedzieli się, że Biało-Zieloni zagrają w pucharach, to przecież (prawie) te same europejskie rozgrywki, które kończą się finałem na Stade de France czy Wembley. Od dwóch tygodni mają wakacje, od rana "haratają w gałę", a w przerwach jest czas na plażę i "rozkminki": "Ciekawe czy Flavio zagra ze Zwolakiem?", "Czy Dusan jest najlepszy w lidze?" Wreszcie dzień meczowy, dzieci namówiły kolegów, ruszamy pasem nadmorskim na rowerach na stadion. W szóstej minucie mecz został przerwany, na trybunę zieloną wpadła jakaś banda i rozproszyła resztę kibiców. - Tato, a co jak zadyma przeniesie się na naszą trybunę? - zapytały dzieci. Mógłbym tu napisać, że byli przerażeni i łzy tamowały ich słowa, to by się dobrze klikało - ale tak nie było. - Spokojnie, jesteście ze mną, nic wam nie grozi. Rozdzwoniły się telefony, odezwało się więcej osób niż mam znajomych na facebooku, nie wiedziałem, że to możliwe. Odezwał się mój chlebodawca, stąd tekst na Interii. Redaktor z portalu meczyki.pl wywnioskował, że powodem zadymy było przejęcie kibicowskiego pubu przez ajenta związanego z wrażym klubem. Może, a nawet na pewno wyraziłem się w tekście nieprecyzyjnie, dziś słyszę, że nie pochodzenie ajenta, a zachowanie zatrudnionej przez niego ochrony było zarzewiem konfliktu. To ona pierwsza użyła gazu, czym wywołała reakcję gdańszczan. Potem akcja przeniosła się na trybuny. Motywacja do użycia przemocy jest sprawą drugorzędną. Przemoc to przemoc - jest zła Fakty są takie - w trzeciej dekadzie XXI wieku na jednym z najpiękniejszych stadionów w Europie, podczas meczu w długo wyczekiwanych rozgrywkach europejskich, na trybunach dochodzi do dantejskich scen. Jeden z dziennikarzy przybiegł zdyszany: - Co tam się stało, ty wiesz na pewno. Swoich korzeni nie zmienię, wychowałem się w Sopocie, ale moim drugim adresem jest Traugutta 29 (w skrócie T29 - paradoksalnie taką nazwę nosi zdemolowany wczoraj pub) najpierw próbowałem kopać piłkę, potem kibicowałem Biało-Zielonym. Dziś zawodowo piszę o Lechii, bywa że wiem co w trawie piszczy. Na trybunie, gdzie doszło do zadymy, byli moi znajomi, martwiłem się o nich. Moje myśli pokrywały się z tymi trenera Lechii. Tomasz Kaczmarek po meczu mówił, m.in.: - W pierwszym momencie nie mogliśmy uwierzyć w to, co widzimy. Moi zawodnicy mają przyjaciół czy rodziny na trybunie, na której działy się te strasznie rzeczy. Staramy się jako zespół, być przygotowanym na wszystko, ale nie na coś takiego. Jeśli można mówić o jakichś pozytywach tego fatalnego wieczoru to właśnie słowa trenera, który mówił, że jest mu wstyd i przeprosił, czym przynajmniej w moich oczach, bardzo zyskał. Trenerami, dziennikarzami, kibicami, piłkarzami bywamy - ludźmi jesteśmy zawsze. Kaczmarek nie musiał mówić o wstydzie i przepraszać, przecież nie on bił się na trybunach, a jednak to zrobił. Lechia Gdańsk może być dumna, że ma takiego trenera. Od rana odzywają się tacy, którzy mają pretensje o artykuł na Interii. "Po co pisałeś, teraz Lechia dostanie karę". A ja mam pretensje do nich, że chcą chować głowę w piasek. Nic się nie stało? Właśnie, że się stało i to wiele. Inny ze znajomych napisał, że jestem odważnym człowiekiem, że napisałem co napisałem. Nie jestem, w życiu nie podjąłem żadnej odważnej decyzji, poza jedną. Rzuciłem pracę w korporacji, żeby pisać o sporcie. Pisać prawdę, nazywać rzeczy po imieniu, bo jeśli robić coś na pół gwizdka, to po co w ogóle to robić? Gdy zaczynałem, bałem się, że gdy hobby stanie się pracą przestanę kochać sport. Jednak wciąż go kocham. A od sportu do wandali z trybun, którzy nie wiedzieć czemu upodobali sobie piłkę nożną, jest daleko jak z Gdańska na księżyc. A dzieci? Rano poszły grać w piłkę. Może jest jeszcze nadzieja? Mówią, że zadymy już nie pamiętają, a zdjęcia z piłkarzami-idolami, które sobie zrobili po meczu zostaną na zawsze.