Wyprawa po honor do Beneluksu podszyta była dobrze kamuflowanym strachem. Zresztą uzasadnionym. Przed tygodniem Wisła Kraków została zdemolowana przez Cercle Brugge u siebie w domu. Rezultat 1:6 w zasadzie nie wymaga dodatkowych ozdobników, by podkreślić jego grozę. Teraz trzeba było udowodnić, że to jednak nie była różnica kilku klas. Wiarę w uratowanie twarzy utrudniało jednak wspomnienie niedawnej eskapady do Austrii, gdzie "Biała Gwiazda"... też zagrała na 1:6. Europa okazała się srogą lekcją. Ale wymagała dopisania ostatniego rozdziału. Polskie kluby wiedzą, jak nie grać w Europie. "Potrzebna inna jakość działaczy" Wisła raz i Wisła dwa. Piorunujący początek meczu, tak wygląda żądza odwetu Jeśli ktoś nie mógł oglądać meczu od początku, po kilkunastu minutach musiał przecierać oczy ze zdumienia. Zdobywcy Pucharu Polski prowadzili na obcym terenie 2:0. Oba ciosy zadali na przestrzeni niespełna 180 sekund. Krakowianie nie mieli nic do stracenia i od pierwszych fragmentów spotkania stanowiło to ich największy atut. Przez pierwszy kwadrans gospodarze bronili się skutecznie. Ale zaraz potem centrę z kornera przytomnym strzałem głową na gola zamienił Alan Uryga. Ekipa z Brugii miała w tym momencie nadal cztery bramki przewagi - bilansując dwumecz - więc wznowiła grę niewzruszona. Ale po kilku chwilach otrzymała kolejny cios. Tym razem po świetnym zagraniu Angela Baeny oko w oko z Warlesonem stanął Tamas Kiss. Nie stracił zimnej krwi i uderzeniem po ziemi podwyższył prowadzenie Wisły. Po 30 minutach zespół Kazimierza Moskala mógł prowadzić różnicą trzech goli. Bartosz Jaroch z kilku metrów uderzył jednak w stojącego na środku bramki golkipera. To nawet nie była interwencja intuicyjna. Rywal został trafiony i mógł mówić o ogromnym szczęściu. Po zmianie stron piłkarze Cercle bili głową w mur i próbowali wywierać presję na arbitrze. Po niecelnym uderzeniu Felipe Augusto domagali się podyktowania rzut karnego za rzekome zagranie ręką jednego z wiślaków. Skończyło się jednak tylko na roszczeniach. A kiedy do rzutu wolnego podszedł Bruno Goncalves, za moment efektowną paradą popisał się Kamil Broda. Minuty uciekały, a Wisła wciąż prowadziła dwiema bramkami. Humor psuła tylko świadomość, że to jednak definitywne pożegnanie z europejskimi pucharami. Krakowianie chcieli bawić się do końca i w 73. minucie uderzyli po raz trzeci. Tym razem po podaniu Angela Rodado w sytuacji sam na sam z bramkarzem rywali znalazł się wprowadzony z ławki Patryk Gogół. Nie zawiódł w decydującym momencie i było 0:3. Po tym trafieniu w szeregi gości wkradło się rozluźnienie i na efekt nie trzeba było długo czekać. Technicznym strzałem honorową bramkę zdobył Felipe Augusto. Przypieczętował w ten sposób awans belgijskiej drużyny do fazy grupowej Ligi Konferencji. Gol zdobyty piętą w doliczonym czasie przez Łukasza Zwolińskiego niczego już nie mógł zmienić.