O dyspozycję Lecha Poznań we Florencji można było się obawiać. Trener John van den Brom nie wystawił bowiem do gry najlepszego strzelca Mikaela Ishaka i tworzącego swoimi wrzutkami największą liczbę sytuacji bramkowych Joela Pereirę. Artur Sobiech długo nie był w stanie wartościowo zastąpić Szweda w polu karnym, ale walczył w powietrzu i już na samym początku... dostał żółtą kartkę. Pereirę zastąpił z kolei Alan Czerwiński - też zaczął spotkanie bardzo ostro, w 24. minucie również został napomniany. Mało tego - trzy minuty później powinien był zobaczyć drugą kartkę za faul taktyczny, ale słoweński sędzia Rade Obrenovič go oszczędził. Van den Brom nie czekał w ogóle - od razu zdjął prawego obrońcę z boiska, wszedł więc Pereira. Kapitalny pressing Lecha i totalny szok na Stadio Artemio Franchi. Portugalczyk znów zaszalał! Lech bowiem od początku postanowił sobie za cel, że jeśli Fiorentina ma awansować do półfinału, to nie stanie się to bez walki. Włosi myśleli chyba, że będzie inaczej, bo byli zaskoczeni pressingiem i siłową grą "Kolejorza". Jako pierwsi oddali strzał na bramkę Filipa Bednarka, po stracie Sobiecha w sam środek kopnął Nicolás González. A Lech odpowiedział w sposób najlepszy z możliwych. Zastosował pressing, po którym piłkę na oślep wybił bramkarz Pietro Terracciano. Goście przejęli ją na swojej połowie, a później rozegrali akcję-marzenie: zakończyło ją dośrodkowanie Michała Skórasia, złe wybicie Lorenzo Venutiego i piękny strzał Afonso Sousy. Mało tego - ledwie trzy minuty później "Kolejorz" powtórzył wysokie wyjście, znów przejął piłkę. Tym razem złą decyzję podjął Kristoffer Velde - uderzył z 20 metrów, ale bardzo niecelnie. To powinien być rzut karny dla Fiorentiny. Co zrobił sędzia ze Słowenii? Gracze Fiorentiny byli zaskoczeni takim przebiegiem meczu, do tego żywiołowo reagowali na decyzje arbitra ze Słowenii, który przed przerwą podjął dwie istotne decyzje na korzyść Lecha. Mógł wyrzucić z boiska Czerwińskiego, oszczędził go. Powinien też podyktować rzut karny w 29. minucie, gdy Radosław Murawski nie był zainteresowany piłką, a wyłącznie zatrzymaniem Gonzáleza. Nieprawidłowo go wyblokował, na dodatek Argentyńczyk zalał się krwią, bo upadając nadział się jeszcze na Jespera Karlströma. Obrenovič jednak nie zmienił swojej wcześniejszej decyzji, Lechowi się upiekło. Sporo było więc walki fizycznej, wiele pretensji, niewiele zaś czystych i składnych akcji. Lech się trochę pogubił w ofensywie, brakowało wsparcia większej liczby graczy. Gdy Włosi przestali się wściekać na sędziego i zaczęli grać w piłkę, pod bramką Lecha zaczęło być niebezpiecznie. Po rzucie rożnym niecelnie główkował reprezentant Czech Antonín Barák, po chwili nad poprzeczką huknął Rolando Mandragora. Groźna była też strata przed polem karnym Michała Skórasia, kotłowało się na piątym metrze, piłka odbiła się od nogi Luki Jovicia i minęła bramkę. Lech utrzymał więc do przerwy minimalne prowadzenie. Kapitalna okazja Fiorentiny, a później karny dla Lecha. Piłkę wziął... Velde Wracający z szatni piłkarze Lecha zostali przez kibiców "Violi" przywitani głośnymi gwizdami. Sami gracze Fiorentiny ruszyli od razu na Lecha, już w 25. sekundzie niecelny strzał oddał Giacomo Bonaventura. Ten napór nie trwał długo, Lech znów zaczął rozbijać akcje rywali dość wysoko, wprowadził trochę agresji, na co gospodarze reagowali tym samym. Ładnego futbolu było niewiele, aż do 59. minuty. Wtedy Bonaventura kapitalnie zagrał w gąszczu nóg do Jovicia, ten znalazł się sam na sam z Bednarkiem. Uderzył w bliższy róg, bramkarz Lecha zostawił nogę, odbił futbolówkę. Ta toczyła się jeszcze w kierunku bramki, ale wybił ją Pereira. Nie minęły dwie minuty, a gorąco zrobiło się w drugim polu karnym. Aleksa Terzić kopnął Skórasia, Lech po analizie VAR dostał rzut karny. Nie było na boisku Ishaka, nie było Kwekweskiriego, piłkę wziął Velde. Norweg wytrzymał ciśnienie, w 64. minucie trafił na 2-0 dla Lecha. "Kolejorz" potrzebował tylko jednego trafienia, by mieć we Florencji dogrywkę. To się nie dzieje. "Kolejorz" trafia po raz kolejny. Włosi w szoku! Lech wierzył, że w tym pięknym włoskim mieście może sprawić sensację. Za chwilę Velde mijał rywali jak tyczki, a strzał Sousy został zablokowany. Murawski uderzył z ponad 20 metrów, ale o dwa metry za bardzo w bok. Włosi byli całkowicie zdezorientowani. Podobnie jak w 69. minucie, gdy Skóraś wyrzucił piłkę z autu pod końcową linię boiska, tam z akcją zabrał się Karlstrom i wystawił futbolówkę na czwarty metr, prosto na nogę Sobiecha. Napastnik "Kolejorza" pokonał bramkarza, więc goście... odrobili straty! Tak tak, to nie była już żadna bajka - Lech prowadził we Florencji 3-0! Czytaj też: Tak wygląda sytuacja Bartosza Salamona. Lech to zdradził Poznaniacy nie zamierzali czekać na dogrywkę, nadal wysoko atakowali rywali. Niestety, jeden błąd sprawił, że znów w dwumeczu byli o jedną bramkę gorsi. W 78. minucie Włosi mieli rzut wolny, po dośrodkowaniu piłkę źle wybił Murawski. Mógł zagrać, a wręcz powinien, w bok - wybił ją jednak prosto przed siebie. Prosto pod nogi Riccardo Sottila. A ten dobrze przyłożył stopę, trafił w róg, w którym nie było Bednarka. Van den Brom zareagował potrójną zmianą - wprowadził Ishaka, Marchwińskiego i Ba Loua'ę. "Kolejorz" potrzebował gola, dążył do niego. Obrońcy Fiorentiny już tak nie ryzykowali, wybijali piłkę poza boisko. Nie udało się jednak poznaniakom przedłużyć nadziei na awans, nie doprowadzili do dogrywki. Za to w doliczonym czasie po błędzie Dagerstala nie pomylił się Gaetano Castrovilli i Lech prowadził już tylko 3-2. Po raz drugi w historii polski klub wygrał we Włoszech mecz pucharowy, po raz drugi dokonał tego Lech. I po raz drugi we Florencji. Niestety, nie dało to awansu do elitarnego półfinału Ligi Konferencji.