Lech Poznań wypunktowany, bezlitosna diagnoza. Gorąco po klęsce na Gibraltarze
Lech Poznań przegrał z gibraltarskim Lincoln Red Imps 1:2. Gwóźdź do trumny polskiego zespołu został wbity w 88. minucie spotkania. Porażka ta jest tym boleśniejsza, że w pierwszym swoim meczu w tym sezonie Ligi Konferencji przegrała aż 0:5 ze Zrinjskim Mostar. Po spotkaniu Lecha w język nie gryzła się legenda klubu, Łukasz Trałka. Były piłkarz "Kolejorza" wypunktował złe decyzje Nielsa Frederiksena, a także zaapelował o nie szukanie wymówek.

Trudno wyjaśnić przyczyny porażki Lecha Poznań z Lincoln Red Imps. Wydawać się mogło, że po imponującej wygranej nad Rapidem Wiedeń 4:1 w pierwszej kolejce fazy ligowej Ligi Konferencji żadna wpadka się nie przydarzy. Tymczasem, gibraltarski zespół nie wykazał gościnności poznaniakom, których pokonali 2:1. O wygranej Lincoln zadecydowała bramka w 88. minucie.
Na ten sensacyjny wynik zdążyły już zareagować media na Gibraltarze. Dziennikarze nawet lekko zadrwili z piłkarzy Lecha, którzy nie wywiązali się z roli faworytów. Przyznali, że bramkarz Lincoln "nie został wystawiony na poważną próbę".
Po czwartkowych zmaganiach w Lidze Konferencji Lech Poznań zajmuje 15. miejsce w tabeli. Ta lokata daje prawo gry w play-offach o awans do 1/8 finału rozgrywek. Po niespodziewanej porażce nie zabrakło głosów krytyki, ale tej konstruktywnej.
Legenda Lecha punktuje zespół po porażce z Lincoln. "Nie ma po prostu racjonalnego wytłumaczenia"
Dzięki wygranej nad Lechem, Lincoln Red Imps zdobyli swoje pierwsze historyczne punkty w fazie zasadniczej Ligi Konferencji. Tym bardziej niezrozumiałe jest, jak polski zespół mógł przegrać z bądź co bądź, outsiderem. Bezsilność wyraził też Łukasz Trałka, a więc piłkarz Lecha Poznań w latach 2012-2019.
- Jak mogło dojść do tego - powiem, że nie ma po prostu racjonalnego wytłumaczenia - zaczął były zawodnik, a obecnie komentator, w rozmowie z PAP.
Za chwilę Trałka zaczął punktować złe decyzje trenera Frederiksena. Duńczyk, względem ostatniego ligowego meczu z Pogonią Szczecin dokonał aż dziewięciu zmian w składzie. Były pomocnik "Kolejorza" nie wykluczył, że zbyt duża liczba roszad mogła wpłynąć na niepowodzenie w starciu z Lincoln.
- Myślę jednak, że ktoś przeprowadził już badania w tej kwestii, że jeśli dokonasz więcej niż pięciu zmian między meczami, to istnieje większe ryzyko, że coś może się nie udać - stwierdził komentator.
Łukasz Trałka wyklucza jednak w rozmowie z PAP, by Lech Poznań zlekceważył rywala z Gibraltaru. Zamiast tego wyraził zdziwienie, że z obecnością wielu podstawowych piłkarzy w składzie udało się ponieść porażkę ze słabszym rywalem.
- Jeśli wychodzimy w składzie z: Gumnym, Mrozkiem, Rodriguezem, Oumą, Skrzypczakiem, Moutinho czy Bengtssonem, to o czym my mówimy? Ci piłkarze przecież walczą o miejsce w podstawowym składzie i powinni "zamieść" ligę gibraltarską. To nie są zawodnicy rezerwowi, równie dobrze mogą zagrać w niedzielę z Legią - nie gryzł się w język Trałka.
Były piłkarz Lecha apeluje też o nieszukanie wymówek, w związku z grą na sztucznej nawierzchni w Gibraltarze.
Chłopacy pewnie na takiej murawie grają raz, dwa razy do roku, czasami zimą potrenują, ale nie szukajmy kolejnej wymówki
Były pomocnik przeszedł w tym momencie do omówienia błędów, których na boisku dopuścili się podopieczni Nielsa Frederiksena. Jego zdaniem, Polacy dawali rywalom zbyt dużo miejsca do gry, a ich piętą Achillesa okazały się być stałe fragmenty gry w defensywie.
- Fragmentami za dużo miejsca na boisku lechici zostawiali rywalowi, który był groźny z kontrataku. Lincoln miał dwóch, trzech niezłych zawodników w ofensywie i potrafił to wykorzystać. Do tego "kulały" stałe fragmenty Lecha w defensywie - zakończył Łukasz Trałka.














