Gdy w sezonie 2010/2011 Lech Poznań po raz drugi w ciągu trzech lat awansował do wiosennych zmagań w europejskich pucharach, jego szefowie mogli zacierać ręce. Klubowy ranking "Kolejorza" skoczył na ponad 22 punkty, to dawało klubowi rozstawienie w ostatnich rundach eliminacji do Ligi Europy, a w samej fazie grupowej: rozstawienie w drugim lub trzecim koszyku. Tyle że Lech pokpił sprawę, najpierw w ogóle nie wywalczył promocji do pucharów, później kompromitował się w letnich potyczkach z Żalgirisem Wilno, AIK Solna czy Stjarnanem z Islandii. Stracił wszystko, co miał, punktować wkrótce przestała też Wisła Kraków, a ranking naszej federacji ratowała tylko Legia Warszawa. Ale do czasu - gdy ona przestała, Polska spadła na sam koniec trzeciej dziesiątki. W efekcie nasze kluby zaczynały walkę w pucharach od pierwszych rund, rzadko kiedy mogły liczyć na teoretycznie łatwych rywali. Trzy federacje już za nami, dwie możemy wyprzedzić jeszcze dziś Pierwszy prognostyk, że coś wraca na właściwą ścieżkę, a blisko 40-milionowy kraj nie musi znajdować się w ogonie rankingu UEFA, miał miejsce jesienią 2020 roku. W ciężkiej pandemicznej jesieni Lech dostał się do fazy grupowej Ligi Europy, rok później jego osiągnięcie powtórzyła Legia Warszawa. To już dało jakieś zdobycze, choćby zbliżone do tych osiąganych przez Węgrów, Słowaków czy Rumunów. W tym sezonie poszło już znacznie lepiej - coś dołożył Raków Częstochowa, a Lech zrobił prawdziwą furorę. W sumie polskie kluby wywalczyły 7,250 pkt - to najlepszy nasz dorobek w historii, choć nie obejmuje ona końca lat 60. i całych 70., gdy wielkie sukcesy osiągały: Legia, Górnik Zabrze czy później Widzew Łódź. Wtedy UEFA takich kalkulacji nie prowadziła. Zapomnijmy o tym, co było pięć, sześć lat temu. Lech gra dziś dla dobra polskiej piłki Taka zdobycz już pozwoliła się dźwignąć na 26. miejsce, a od wyniku Lecha we Florencji zależy, czy w tym rankingu coś jeszcze uda się ugrać. Jeśli "Kolejorz" wywalczy remis, prześcigniemy Rumunów. Jeśli zaś wygra - miniemy też Węgrów. Dziś to nie ma znaczenia, czy Polska zajmie 24., 25. czy też 26. miejsce po tym sezonie - i tak nasze kluby będą w sezonie 2024/25 miały takie same przywileje, jak te sąsiadów w rankingu. Aby zdobyć coś większego, musielibyśmy wskoczyć na miejsce 22., zajmowane przez Cypr. Wtedy mistrz Polski zaczynałby eliminacje Ligi Mistrzów od drugiej rundy, czyli - de facto - wystarczyłby mu jeden wygrany dwumecz by znaleźć się w grupie Ligi Konferencji. Może to mieć jednak znaczenie w kolejnych latach, bo Polsce odpadną w najbliższych dwóch sezonach dwa fatalne współczynniki za sezony: 2018/19 (2,250 pkt) i 2019/20 (2,125 pkt). Można oczywiście marzyć, że Lech, Legia, Raków czy Pogoń powalczą w kolejnej edycji o wyrównanie czy przebicie tego obecnego sezonu, a to dałoby nam olbrzymi skok w rankingu i większe szanse na sukcesy w przyszłości. O to właśnie we Florencji walczy dziś też Lech - nie musi wcale awansować, by zyskać. Jeśli dołoży coś jeszcze do krajowego rankingu, sam może kiedyś na tym zarobi. W sierpniu Lech Poznań może skorzystać na dzisiejszym meczu. Jest o co grać No i Lech walczy też o swój ranking. Dzięki kolejnym awansom wyśrubował go do poziomu 17 000 pkt, z czego aż 12 to dorobek z tego sezonu. To powinno już dać mu rozstawienie w czwartej rundzie eliminacji do Ligi Konferencji, ale... nie musi. Dałoby w obecnej edycji, w poprzedniej - już nie. Wygrana na Stadio Artemio Franchi oznaczałaby skok na 19 000 pkt, remis - na 18,000. I wtedy o rozstawienie na pewno będzie już zdecydowanie łatwiej. Jest więc o co się bić we Florencji, nawet jeśli sprawa awansu do półfinału jest praktycznie rozstrzygnięta!