Pierwsze spotkanie Olympiakosu Pireus oraz Fenerbahce w tegorocznej edycji Ligi Konferencji Europy od początku zapowiadało się na niezwykle zażarte starcie - i takim właśnie było, bowiem w potyczce tej padło aż pięć bramek i doszło do niemałego zwrotu akcji. Po godzinie zmagań było bowiem już 3:0 dla greckich gospodarzy, natomiast potem drużyna przyjezdna - m.in. dzięki postawie Sebastiana Szymańskiego - zdołała zdobyć dwie bramki i wlać ponownie nieco nadziei w serca kibiców. 18 kwietnia doszło tymczasem do rewanżu obu ekip w Turcji... Trzęsienie ziemi w klubie Ekstraklasy, to oficjalnie. Trener zasili rywali? Liga Konferencji Europy. Fenerbahce - Olympiakos Pireus: Przebieg i wynik meczu Mecz ten zaczął się mimo wszystko niepozornie - pierwsze minuty obie strony spędziły na "wyczuwaniu się" wzajemnie i brakowało zdecydowanych ataków na którąkolwiek z bramek. Jedyną poważniejszą próbą było uderzenie Chiquinho, natomiast strzał był mocno niecelny i piłka powędrowała wysoko ponad poprzeczkę bramki Dominika Livakovicia. W 9. minucie tymczasem nadeszła pierwsza naprawdę dobra okazja dla Szymańskiego - ten wykonał rzut wolny podyktowany po tym, jak dość ostro sfaulował go Andreas Ntoi. Uderzenie Polaka jednak również przeleciało ponad poprzeczką, choć nie brakowało bardzo dużo, by ta próba zagroziła Konstandinosowi Tzolakisowi. Reprezentant "Biało-Czerwonych" jednak już wkrótce potem zdołał tak czy inaczej przyczynić się do zdobycia bramki - w 12. minucie otrzymał on futbolówkę przed polem karnym, po czym zgrał przytomnie do mającego dużo miejsca Irfana Cana Kahveciego. Ten ustawił sobie piłkę i bardzo ładnym, precyzyjnym strzałem, pokonał bramkarza gości. Było 1:0 dla "Żółtych Kanarków". Fenerbahce miało dogodną sytuację na podwyższenie wyniku już w 17. minucie - wówczas jednak Duszan Tadić pogubił się w "szesnastce" rywali i zagrywał na pamięć do Edina Dżeko, który jednak... nie miał jak sięgnąć podania. Wcześniej również i Olympakos szukał swoich szans, ale Ortega i Jovetić nie byli w stanie spenetrować pola karnego oponentów swymi wrzutkami. Następne minuty upłynęły ponownie pod znakiem walki przede wszystkim w środku pola, choć niezmiennie inicjatywa głównie leżała po stronie podopiecznych trenera Ismaila Kartala. Kibiców na trybunach zdołał w końcu na dobre poruszyć dopiero w 30. minucie... Szymański, który z prawego skrzydła zagrywał do Tadicia - ten jednak był doskonale obstawiony przez Ntoia. W 34. minucie zaś ponownie uruchomił się Kahveci, którego kąśliwy strzał z dystansu został jednak wybity przez Tzolakisa. W ramach swoistej riposty Stevan Jovetić ruszył z rajdem, który zakończył podaniem do Ayouba El Kaabiego - ten jednak w porę został powstrzymany przez Livakovicia. Nawet jednak gdyby w tej sytuacji padła bramka, to nie zostałaby uznana, bowiem Marokańczyk był na spalonym. Ten sam gracz niedługo potem złożył się do przewrotki po dośrodkowaniu Konstandinosa Fortunisa, ale... była to naprawdę mało udana próba uderzenia. Ostatecznie do przerwy rezultat już się nie zmienił, choć już w doliczonym czasie gry dwie "bomby" w stronę bramki próbował posyłać Sebastian Szymański. Polak przy drugiej próbie starł się z Santiago Hezze (notabene przymierzanym do "Biało-Czerwonych") i upadł w "szesnastce", ale sędzia główny nie dopatrzył się faulu, podobnie zresztą jak arbitrzy VAR. Gospodarze ostatecznie zeszli do szatni ze skromnym, ale jakże cennym, prowadzeniem. Po zmianie stron przez dłuższą chwilę żadna ze stron nie była w stanie zagrozić rywalom - ostatecznie dogodna szansa trafiła się "Żółtym Kanarkom" w 50. minucie, kiedy to Edin Dżeko wykonywał poprawkę po zablokowanym strzale Ferdiego Kadioglu. Uderzenie Bośniaka spadło jednak za poprzeczkę. W kolejnych minutach pewne próby zagrożenia bramce Tzolakisa wykonywał Tadić, jego pierwsza wrzutka została jednak wybita przez Ortegę, z drugiej zaś nie zdołał skorzystać (ponownie blokowany Kadioglu). W odpowiedzi do ataku ruszył Daniel Podence, który jednak został zatrzymany przez Rodrigo Becao - wywalczony tutaj korner nie przyniósł korzyści "Eritrolefkim". Dokładnie w 60. minucie doszło do nietypowej sytuacji - Konstandinos Tzolakis wybiegł do piłki zmierzającej w stronę autu i nie zdołał jej opanować - po tym, jak futbolówka przekroczyła linię bramkarz z jakiegoś powodu... wziął ją w ręce i zaczął biec z powrotem w stronę bramki, przed czym próbował go powstrzymać Kahveci. Za to "zakręcenie się" golkiper obejrzał żółtą kartkę. Niebawem próbę ofensywy podjął Bright Osayi-Samuel, który próbował zagrywać do Szymańskiego. Polak miał jednak pecha, bo piłka najpierw odbiła się od jednego z defensorów, następnie od niego i wypadła za boisko. Spod bramki zaczynał Olympiakos. W 69. minucie goście w końcu się przełamali - długie podanie trafiło wprost na głowę Jeorjosa Masurasa, który uderzył tuż nad poprzeczką i nad Livakoviciem. Nawet gdyby jednak trafił do siatki, to... wcześniej znalazł się na spalonym, co nie umknęło sędziemu. W 73. minucie Ntoi umyślnie zagrał ręką podczas walki o piłkę z Dżeko, za co obejrzał kartkę - sędzia podyktował rzut wolny, który egzekwował Kahveci. Jego dośrodkowanie spadło na głowę Rodrigo Becao, który próbował odgrywać w stronę Tadicia - ten jednak nie sięgnął piłki. Wspominany Andreas Ntoi wkrótce potem mocno sfaulował Tadicia i tylko cudem nie obejrzał drugiego "żółtka". Sześć minut później, po pewnym zamieszaniu w polu karnym drużyny z Pireusu i jej okolicach, na prawej flance do piłki dopadł Kahveci - uderzył on z ostrego kąta, ale Tzolakis odbił futbolówkę, neutralizując zagrożenie. Niedługo potem w odpowiedzi Masura ruszył z rajdem przed "zaspaną" obroną gospodarzy - na całe szczęście dla "Żółtych Kanarków" uderzył on wprost w Livakovicia. W końcu w 82. minucie Michy Batshuayi trafił do siatki po krótkim rajdzie, ale... sędzia boczny uniósł chorągiewkę i po krótkim sprawdzeniu przez VAR było jasne, że decyzja była prawidłowa. Tym samym rezultat wciąż pozostawał niezmieniony. Po pewnym czasie, w 87. minucie, Miha Zajc był wcale nie tak daleki od wkręcenia piłki do bramki gości po uderzeniu z ostrego kąta - zabrakło mu jednak trochę precyzji. Ostatecznie wynik nie zmienił się aż do minuty 90 + 6., choć miejscowy zespół naprawdę mocno naciskał na rywali. Konieczna była więc dogrywka. W dodatkowym czasie, w 94. minucie, Sebastian Szymański obejrzał żółtą kartkę - walczył w trakcie ataku zażarcie o piłkę z Vicente Iborrą, ale przesadził w tym przypadku z agresją. Niedługo potem to goście ruszyli do ataku - El Kaabi mógłby mieć szansę na strzał głową, ale świetną interwencją popisał się Rodrigo Becao. W 103. minucie "Eritrolefki" mieli kapitalną sytuację - po wrzutce Fortunisa z wolnego Iborra oddał strzał, który został sparowany przez Livakovicia na słupek - przy próbie dobitki Davida Carmo tymczasem interweniował Alexander Djiku, który wybijał futbolówkę głową praktycznie z linii bramkowej. W 106. minucie Szymański został zastąpiony przez Rade Krunicia. W drugiej części dogrywki wyraźnie ujawniało się zmęczenie obu stron - Fenerbahce ostatecznie w 112. minucie miało dogodną szansę przy rzucie wolnym wykonywanym przez Cengiza Undera, który zagrywał długą piłkę do Caglara Soyuncu, który jednak był dobrze pilnowany przez jednego z rywali. Wkrótce potem, po lekkim chaosie w "szesnastce", Tadić uderzył mocno i... obok słupka bramki Tzolakisa. W samej końcówce dogrywki drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę obejrzał Ntoi za faul na Underze - i był to ostatni mocny akcent tej części gry. O awansie musiała zadecydować seria rzutów karnych - stadion "Żółtych Kanarków" kipiał z emocji... Jaki pierwszy do strzału z wapna podszedł El Kaabi, który trafił do siatki przy prawym słupku - choć Livaković go wyczuł. Następnie strzał Tadicia (również bity w prawo) został sparowany przez Tzolakisa. Livaković odpowiedział broniąc uderzenie El Arabiego, natomiast później Batshuayi bezwzględnie wykorzystał swoją szansę. Było 1:1, a do "jedenastki" podszedł Andre Horta - jego mocne uderzenie okazało się nie do zatrzymania. Tzolakis wkrótce potem odbił jednak strzał Cengiza Undera. Mocarny strzał oddał następne w lewy róg Masuras - Dominik Livaković go wyczuł, ale nie zdołał powstrzymać futbolówki. Alexander Djiku pewnie uderzył i zupełnie zmylił Tzolakisa. Potem wydarzyło się coś niezwykłego - Rodinei uderzył, Livaković odbił piłkę, ta spadła na poprzeczkę, odbiła się od ziemi i była o milimetry od pełnego przekroczenia linii. Karny ten nie mógł jednak zostać uznany. Później swoją szansę miał Leonardo Bonucci, który uderzył... i trafił w Tzolakisa. Tak więc to Olympiakos Pireus awansował dalej, wygrywając karne 3:2. Tym samym triumfatorzy tego meczu zagrają w półfinale LKE przeciwko Aston Villi, która wcześniej zatriumfowała po serii "jedenastek" nad Lille (w meczu padł wcześniej wynik 2:1 dla klubu z Francji). Co istotne, kluczowego gola na wagę przeprowadzenia dogrywki i późniejszych karnych strzelił Matty Cash. W półfinale numer dwa zagrają tymczasem Fiorentina oraz Club Brugge. "Viola" wygrała w czwartek 2:0 po dogrywce z Viktorią Pilzno, z kolei Club Brugge zatriumfował - również 2:0 - nad PAOK FC. Jedną z asyst zdobył tu Michał Skóraś, który w ten sposób pomógł "Niebiesko-Czarnym" odprawić ekipę Tomasza Kędziory. Robert Lewandowski zagrożony? FC Barcelona wróciła do sprawy sprzed lat Liga Konferencji Europy - kluczowe daty. Kiedy kolejne mecze? Pierwsze spotkania fazy półfinałowej Ligi Konferencji Europy odbędą się dokładnie 2 maja, rewanże zaś 9 maja. Wielki finał rozgrywek zaplanowano tymczasem na 29 maja, areną zmagań będzie Stadio Agia Sofia (OPAP Arena) w Atenach.