Po dwóch kompletnie nieudanych meczach z włoską Atalantą oraz Sturmem Graz Raków Częstochowa w końcu przełamał swoją niemoc, strzelając pierwszą bramkę, a także zgarniając historyczne punkty w fazie grupowej Ligi Europy. W czwartkowy wieczór na ich drodze stanął równie wymagający przeciwnik, prowadzony przez jednego z najbardziej utalentowanych trenerów Starego Kontynentu. Mowa o ekipie Sportingu CP, która przyjechała do Sosnowca w roli zdecydowanego faworyta do zdobycia kompletu oczek. Okazało się jednak, że Portugalczycy będą się musieli sporo napocić, by wywieźć z naszego kraju choćby jeden punkt, bo już na samym starcie mocno utrudnili sobie zadanie. W szóstej minucie Viktor Gyokeres w relatywnie niegroźnej sytuacji, z boku boiska, sfaulował Zorana Arsenicia. Początkowo sędzia Anastasios Papapetrou prowadzący zawody, pokazał Szwedowi żółtą kartkę, a po wezwaniu przez VAR bardzo szybko zmienił swoją decyzję i wyrzucił napastnika Sportingu z boiska. Jak się okazało, brutalny atak sprawił, że kapitan "Medalików" musiał opuścić murawę. Mistrzowie Polski spodziewają się najgorszego, bo jak przekazał trener Dawid Szwarga w rozmowie z TVP Sport, w grę wchodzi nawet złamanie. Przewaga jednego gracza w takim spotkaniu była wymarzonym scenariuszem dla drużyny spod Jasnej Góry, która dzięki temu mogła spokojnie przejąć inicjatywę. Jak się okazało, niedobór jednego z czołowych piłkarzy mocno zmotywował podopiecznych Amorima, bo już kilka minut później wyszli na prowadzenie za sprawą swojego kapitana Sebastiana Coatesa, który mocnym strzałem głową skierował piłkę do siatki. Sebastian Szymański znów szaleje, co za popis. Wyjątkowa asysta obiegła sieć Raków pomimo swojej przewagi niemal przez cały mecz, nie był w stanie sforsować ofensywy rywali. Szczęście uśmiechnęło się do gospodarzy w 79. minucie, kiedy to rezerwowy Fabian Piasecki w końcu doprowadził do wyrównania. Mistrzowie Polski zaatakowali mocniej, kreując dogodne okazje, ale kolejnej bramki już nie zdobyli. Liga Europy. Raków wciąż może marzyć. Awans jest możliwy Tuż po spotkaniu swoimi przemyśleniami podzielił się trener Sportingu CP, Ruben Amorim, który z uznaniem wypowiedział się o grze klubu spod Jasnej Góry. Zaznaczył, że jego ekipa nie weszła w drugą połową, tak jakby tego chciał. Stracony gol był pokłosiem braku koncentracji, który wpłynął na końcowy rezultat. Dodał również, że przy straconej bramce powinni się zachować zdecydowanie lepiej. Ruben Amorim zabrał również głos w sprawie faulu swojego podopiecznego, który doprowadził do kontuzji Zorana Arsenicia.