Zdjęcia pustego stadionu na pół godziny przed meczem, wrzucane przez różnych dziennikarzy na portalach społecznościowych, były dość przerażające. Dzień przed meczem polski fanklub "Górników" poinformował bowiem na Twitterze, że na spotkaniu będzie 25 tys. kibiców. Już w dniu meczu ta liczba została zmieniona na 15 tys. Ale nadal nijak miało się to do tego co widzieliśmy. Ostatecznie okazało się, że w zimny lutowy wieczór na Legię przyszło 13,5 tysiąca kibiców. Kibice przybywali już po pierwszym gwizdku i połowa stadionu została zapełniona. Jeden z fanów, który wpadł w ostatniej chwili przyznał, że sugerował się informacjami z oficjalnych społecznościówek Szachtara, na których w oczy rzucała się godzina 19.45. Tymczasem spotkanie rozpoczęło się o 18.45 czasu warszawskiego. Tysiąc głośnych Francuzów Kiedy trybuny stadionu na Czerniakowie zapełniły się w połowie, rozpoczął się doping dla Szachtara. Miało to miejsce jednak dopiero ok. 30 min meczu. Wcześniej słychać było tylko grupę fanów z Francji. 1000 osób ubranych na czarno-czerwono nie milkło i zagrzewało Rennes do zwycięstwa. Paradoksalnie barwy czarno-czerwone zostały na Legii zakazane - nieoficjalnie, na gruncie układu kibiców Legii i Szachtara. Są to bowiem kolory OUN-UPA używane przez różne grupy kibicowskie, głównie jednak z zachodniej Ukrainy. "Żyleta" wspiera z całych sił Ukraińców w wojnie z Rosją, ale kultu Stepana Bandery na swoim obiekcie nie chciała widzieć. Ukraińcy zgodnie z kibicowskimi układami eksponowali barwy pomarańczowo-czarne i żółto-niebieskie. I to oni się cieszyli. I to już w 10. minucie meczu. Akcja była naprawdę przednia. Ołeksandr Zubkow podał do Bohdana Mychajłyczenki, który huknął na bramkę Steve’a Mandandy. Reprezentant Francji obronił, ale do piłki dopadł Dmytro Krywskiw i wpakował piłkę do siatki. 15 lat różnicy Taki wynik utrzymywał się do 43. min i był niespodzianką, bo Szachtar od listopada nie zagrał oficjalnego spotkania, a Rennes jest w pełni sezonu. Ataki Francuzów, dopingowanych przez swoich głośnych kibiców, były blokowane przed polem karnym "Górników". Jeden z ataków zakończył się faulem. Rzut wolny wykonywał Krywskiw. Piłka trafiła do Juchima Konopli, który został faulowany. Rzut karny pewnie wykorzystał Artem Bondarenko i Szachtar zszedł na przerwę, prowadząc 2:0. Co ciekawe 23-latek pokonał o 15 lat starszego Mandandę, który z Szachtarem mierzył się już w 2009 roku. Po przerwie obraz gry się nie zmienił. Goście atakowali, a Szachtar wyprowadzał kontrataki. W 58 min szczelna obrona ukraińskiego zespołu, dyrygowana przez świetnego bramkarza Anatolija Krubina, została jednak przechytrzona i Kameruńczyk Karl Toko Ekambi strzelił kontaktowego gola. Podającym był reprezentant Belgii Jeremy Doku. Obu łączy fakt, że grali na mistrzostwach świata w Katarze. Ten fakt pokazuje siłę zespołu gości. Szachtar, który od listopada grał tylko sparingi, pokazał niesamowitą wolę walki, ogrywając klub z czołówki ligi należącej do europejskiej Top Five. Wygrał 2:1 i w rewanżu na pewno tanio nie sprzeda skóry.