Dariusz Wołowski, Interia: Trudno powiedzieć, by sezon zaczął się dla mistrza Polski zgodnie z planem. Trzy porażki w pięciu meczach ligowych i 16. pozycja w tabeli Ekstraklasy. Andre Martins: - Dziwnie to wygląda, sami jesteśmy zaniepokojeni. Nie chcę, żeby moje słowa zabrzmiały jak poszukiwanie wykrętów, czy alibi dla porażek, ale ten sezon będzie dla nas trudniejszy od poprzedniego. Rywale z Ekstraklasy nauczyli się, jak z nami grać. Co oczywiście nie znaczy, że godzimy się na tak słabe wyniki. Nie ma sensu wracać do tego, co się już wydarzyło, zmienić można tylko to co przed nami. Jestem pewien, że od następnego meczu ligowego odpalimy. Na razie robimy jednak "klik" i przestawiamy się na Europę. Jestem w Legii trzeci sezon i po raz pierwszy udało nam się awansować do fazy grupowej Ligi Europy. To nam osładza trudny start sezonu. Spartak, Napoli, Leicester - wasi rywale są bardzo mocni. Na początek teoretycznie najłatwiejszy wyjazd do Moskwy. A przecież i tak bardzo trudny. - Równie dobrze mogłaby to być grupa Ligi Mistrzów, bo nasi rywale często w niej grają. Oni mają rutynę i doświadczenie, my mamy entuzjazm i marzenia. Zobaczymy co zatriumfuje? Może się zdarzyć, że sławniejsi przeciwnicy trochę nas zlekceważą. "Legia? Z Polski? E, tam, łatwo z nimi wygramy" - pomyślą. My zrobimy wszystko, by się rozczarowali. Szczególnie liczymy na mecze w Warszawie, bo na wielu stadionach w życiu grałem, ale takiego "kotła", jak potrafią zrobić kibice Legii, nikt inny nie potrafi. Liczymy mocno na ich wsparcie. Wielu piłkarzy Legii powtarza, że ucieszyło się z trudnego losowania, bo kiedy się już do tej wymarzonej Europy trafia to po to, by grać z najlepszymi. Pan też tak uważa? - Pewnie. Można się modlić o jak najsłabszych rywali, bo wtedy łatwiej awansować. Lub życzyć sobie jak najmocniejszych, żeby się rozwijać. Nie ma lepszej nauki niż gra z mocniejszymi. Sam jestem ciekaw, ile nam brakuje do czołowych drużyn z Anglii, Włoch, czy Rosji. Sprawdzić się na ich tle to będzie duża frajda. Dla nich rywalizacja w Europie to coś powszedniego, ale dla mnie i wielu kolegów z Legii to jest coś nowego - przygoda życia. Chcemy ją jak najlepiej wykorzystać. Wykorzystać, czyli nauczyć się, czy zdobywać punkty? - Jedno drugiemu nie przeszkadza. Nie sądzi pan chyba, że powiem: "co będzie, to będzie". Nie. W piłce gra się zawsze o jak najlepszy wynik. Mamy swoje marzenia, swoje plany, niech je nasi rywale próbują zweryfikować. Jeśli mnie pan zapyta, czy godzę się na ostatnie miejsce w grupie to powiem panu, że nie. Na trzecie też nie, bo nie daje awansu. Nie będziemy grali o zachowanie twarzy, ale o zwycięstwa. Inna sprawa, czy damy radę. Ja wierzę w siebie i swoją drużynę. Będziemy się bić, by ta nasza europejska przygoda potrwała jak najdłużej. Właśnie dlatego, że to dla wielu z nas przygoda życia. Który z tych trzech rywali budzi u pana szczególne emocje? - Chyba Napoli, ale możliwość rywalizacji z jedną z najlepszych drużyn w Anglii też robi wrażenie. Premier League jest najmocniejsza na świecie. A Leicester potrafi być w niej groźny dla największych. Gra z tymi dwoma zespołami to będzie coś nadzwyczajnego. Choćby po to, żeby się przekonać, ile nam brakuje do ich poziomu. Jak wyglądają pana plany na fazę grupową Ligi Europy? Ile punktów może zdobyć Legia? - Tyle ile potrzeba do tego, by utrzymać się w rozgrywkach jak najdłużej. Nie ma jednak sensu liczyć punktów w myślach, trzeba je wydrzeć rywalom na boisku. Idziemy mecz po meczu. Teraz rzucamy 100 proc na Spartaka. Choć jeszcze w duszy gra nam mecz ze Śląskiem, bo był bardzo dziwny i pełen emocji. W środę będziemy w 100 proc. zafiksowani i gotowi na Rosjan. Dla każdego z nas i dla klubu Liga Europy jest trampoliną do lepszego świata. Możemy w nim pokazać, ile jesteśmy warci. Jest pan w Legii trzeci sezon i doczekał już całej kolonii rodaków. Do pana, Rafaela Lopesa i Josue doszedł teraz Yuri Ribeiro, a przecież Brazylijczyk Luquinhas też ma portugalskie obywatelstwo. Czuje się pan liderem tej grupy? - Liderem? Nie. Ale ponieważ jestem w Warszawie najdłużej, starałem się zawsze pomagać kolegom w adaptacji w Legii. Kiedy przychodziłem do klubu, grał w nim Cafu i wtedy on mi pomagał. Wiem jak to ważne, by w nowym miejscu mieć kogoś, kto mówi tym samym językiem, myśli podobnie i czuje się za nas odpowiedzialny. Starałem się podjąć tę odpowiedzialność, gdy klub zatrudniał kolejnych rodaków. A pan? Ja pan się czuje w Warszawie? - Nie mam powodu do choćby jednego słowa skargi. Miasto jest piękne, ludzie gościnni, otwarci dla innych. I co dla mnie najważniejsze, w Warszawie świetnie czuje się też moja dziewczyna. Rodzina jest dla mnie numerem 1. W sumie: żyje mi się w Polsce i pracuje komfortowo. Rozmawiał Dariusz Wołowski Transmisja meczu Spartak - Legia w środę od godziny 16,30 w viaplay.pl.