Sevilla FC jest już w ćwierćfinale Ligi Europy. Jej droga do grona ośmiu najlepszych ekipy nie jest jednak usłana różami. W tegorocznej fazie rozgrywek los kierują ją bowiem na niebezpieczne tereny. Najdobitniej przekonuje się o tym bramkarz Marko Dmitrović. W trakcie rewanżowego meczu 1/16 finału z PSV Eindhoven został zaatakowany na murawie przez pijanego kibica holenderskiego zespołu. Mimo otrzymanego ciosu zdołał go jednak spacyfikować. Mecz został dokończony, choć po bandyckim incydencie arbiter miał pełno prawo nie kontynuować gry. - Byłem zaskoczony - opowiadał później 31-letni golkiper przed kamerami. - Jeśli ktoś mnie atakuje, zawsze będę się bronił. Jeden z kibiców PSV mnie uderzył, ale udało mi się go obezwładnić i rzucić nim o murawę. Mam nadzieję, że za to, co zrobił, spotka go surowa kara. Wielka afera w Hiszpanii. Liga współpracowała z firmą finansującą terroryzm? Marko Dmitrović ponownie ofiarą ataku. Tym razem na obiekcie Fenerbahce Stambuł Do tego incydentu doszło ledwie trzy tygodnie temu. Wydawało się, że limit zdarzeń niepożądanych Dmitrović na ten sezon już wyczerpał. Tymczasem w czwartkowy wieczór został zaatakowany ponownie. Tym razem ekipa z Andaluzji rozgrywała rewanżowy mecz 1/8 finału LE na stadionie Fenerbahce Stambuł. Uległa 0-1, ale dzięki dwubramkowej zaliczce z pierwszego spotkania mogła cieszyć się z awansu. Skandal po meczu FC Barcelona. Miał zostać ocenzurowany W pełni uradowany nie był tylko Dmitrovć, który w trakcie spotkania został uderzony w głowę przedmiotem rzuconym z trybun. Początkowo uznano, że była to zapalniczka, których tego dnia poleciało na murawę kilkadziesiąt. Ostatecznie okazało się, że Serba trafiła moneta. Pojawiła się krew. Sytuacja została szczegółowo opisana przez delegata UEFA. Turecki klub nie uniknie kary.