W pierwszym meczu 1/16 finału Ligi Europy Sevilla pokonała u siebie PSV Eindhoven 3-0. Szanse na odwrócenie losów rywalizacji w rewanż jawiły się dla holenderskiej ekipy bardzo mgliście. Goście od pierwszego gwizdka szanowali piłkę, a w końcówce spotkania ewidentnie "kradli" czas. Przy stanie 1-0 (gol Luuka de Jonga) ostrzeżenie za grę na czas otrzymał bramkarz hiszpańskiego zespołu Marko Dmitrović. Mimo to nadal spowalniał grę, co rozjuszyło miejscowych kibiców. Jeden z ich wpadł na murawę i zaatakował serbskiego zawodnika. Zaskakujący obrazek z "Lewym" w roli głównej. Tak widzą go w Barcelonie PSV - Sevilla. Skandaliczny incydent w doliczonym czasie gry - Byłem zaskoczony - opowiadał później 31-letni golkiper przed kamerami. - Jeśli ktoś mnie atakuje, zawsze będę się bronił. Jeden z kibiców PSV chciał mnie uderzyć, ale udało mi się go obezwładnić i rzucić nim o murawę. Mam nadzieję, że za to, co zrobił, spotka go surowa kara. Po takim incydencie arbiter miał prawo przerwać mecz. UEFA z pewnością orzekłaby walkower na korzyść Sevilli. Sędzia nakazał jednak kontynuowanie spotkania. Być może dlatego, że był to już doliczony czas gry. Chwilę potem Fabio Silva zdobył drugą bramkę dla PSV, ale na wyrównanie stanu rywalizacji gospodarzom zabrakło już minut. Juventus gra dalej, w Lidze Europy. Hat-trick Di Marii dał awans Dmitrović nie jest podstawowym graczem ekipy ze stolicy Andaluzji. Między słupkami zastępował Marokańczyka Bono. W bieżącym sezonie zaliczył w sumie 11 występów i skapitulował pięć razy, w siedmiu meczach pozostając niepokonanym.