Bayer Leverkusen strzelił w sześciu meczach fazy pucharowej Ligi Europy aż czternaście goli. Na nudę w spotkaniach "Aptekarzy" kibice absolutnie nie mogli więc narzekać. Początek meczu w Rzymie również zwiastował ofensywne zamiary podopiecznych Xabiego Alonso, którzy mogli zdobyć bramkę już w pierwszej minucie. Piero Hincapie ruszył lewym skrzydłem i posłał piłkę do zupełnie niepilnowanego Roberta Andricha. Ten złożył się do strzału, ale nie zdołał pokonać skoncentrowanego Ruiego Patricio. Kilka minut później goście z Niemiec znów przypuścili szturm. Tym razem w roli głównej wystąpił Florian Wirtz. Pomocnik zagrał klepką z Adamem Hlozkiem i przymierzył po ziemi w kierunku dalszego słupka. Znów do szczęścia zabrakło naprawdę niewiele. Roma dostała dwa bardzo poważne sygnały ostrzegawcze. Piłkarze Jose Mourinho nie mogli już dłużej ignorować zagrożenia i musieli w końcu odpowiedzieć. Zwłaszcza że defensywa gospodarzy nie wyglądała na szczególnie szczelną, więc trzeba było przenieść grę na połowę Bayeru. To zaczęło dziać się po kilkunastu minutach, a efektem były próby między innymi Gianluki Manciniego i Rogera Ibaneza. W końcówce pierwszej połowy gra była mocno rwana. Sędzia często musiał używać gwizdka, a piłkarze nie mogli złapać odpowiedniego rytmu. W związku z licznymi przerwami, doliczone zostały trzy minuty, ale i one nie przyniosły otwierającego wynik spotkania trafienia. Liga Europy: AS Roma z minimalną zaliczką Początek drugiej połowy - podobnie jak końcówka pierwszej - nie mógł zachwycić fanów. Przez kwadrans od zmiany stron więcej było żółtych kartek niż strzałów. Arbiter napomniał trzech graczy Bayeru i jednego Romy. Mecz brzydł w oczach i wydawało się, że obie drużyny skupiają się przede wszystkim na tym, żeby zabezpieczyć tyły. W końcu nadeszło jednak przełamanie. W 63. minucie Tammy Abraham uderzył mocno z obrębu pola karnego, a Lucas Hradecky odbił piłkę. Dopadł do niej Edoardo Bove i nie dał już szans fińskiemu golkiperowi. Chwilę później młody Włoch miał szansę na ustrzelenie dubletu. Znów zebrał odbitą piłkę, ale tym razem przymierzył zbyt wysoko. Już do samego końca spotkania Włosi pilnowali korzystnego dla siebie wyniku. Przyjezdni natomiast z jednej strony starali się stwarzać okazje i walczyć o remis, ale z drugiej nie zamierzali też zbyt mocno się odkryć i ryzykować utraty kolejnej bramki. Mieli oni świadomość, że rewanż rozegrają na własnym stadionie i to tam - z pomocą swoich kibiców - będą chcieli przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Na razie jednak to Roma jest bliżej awansu. Jeśli w przyszłym tygodniu utrzyma przewagę, zagra w drugim z rzędu finale. Przed rokiem - przypomnijmy - piłkarze Mourinho wygrali Ligę Konferencji Europy, pokonując w decydującym meczu w Tiranie 1:0 Feyenoord. Teraz mają z kolei szansę na triumf w Lidze Europy. Jakub Żelepień, Interia