Zderzenie Rakowa z fazą grupową europejskich było bardzo bolesne. Piłkarze trenera Dawida Szwargi nie tylko przegrali z Atalantą Bergamo i Sturmem Graz, ale nawet nie zdobyli gola. Jeśli jeszcze chcą powalczyć o wyjście z grupy lub chociażby dalsze występy w Lidze Konferencji Europy, musieli zacząć punktować. A tym razem poprzeczka znów była zawieszona bardzo wysoko. Sporting Lizbona w tym sezonie w portugalskiej ekstraklasie jest niepokonanym liderem, a jedyną porażkę poniósł w Lidze Europy z Atalantą. Liderem zespołu jest Szwed Viktor Gyökeres, który świetnie odnalazł się w drużynie. W dziewięciu meczach zdobył osiem bramek. Przed meczem ze Sportingiem Raków w lidze przegrał w Zabrzu z Górnikiem. Mistrzowie Polski zagrali na Śląsku w nieco rezerwowym składem bez Zorana Arsenicia, Gustava Berggrena, Srdjana Plavsicia, Marcina Cebuli i Johna Yeboaha, którzy byli w podstawowym składzie na mecz w Lidze Europy. Raków w przewadze stracił bramkę W szóstej minucie Gyokeres w dość niegroźnej sytuacji, z boku boiska, sfaulował Arsenicia. Sędzia Anastasios Papapetrou najpierw pokazał Szwedowi żółtą kartkę, a po wezwaniu przez VAR zmienił decyzję i wyrzucił napastnika Sportingu z boiska. O tym, jak brutalny to był faul, świadczy fakt, że kapitan Rakowa musiał zostać zmieniony. I mistrzowie Polski kilka minut później... stracili gola. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego mierzący 196 centymetrów Sebastian Coates wyskoczył najwyżej i po strzale głową kapitana Sporting objął prowadzenie. Nadal nie było widać, że to Raków gra w przewadze. To goście groźnie kontrowali jak w 21. minucie, kiedy Marcus Edwards, ale Vladan Kovacević odbił groźny strzał. Częstochowianie grali za wolno, schematycznie i rywali mieli czas, by ustawić się w obronie. Minęło pół godziny i nie oddali nawet jednego strzału. Wtedy też odezwały się pierwsze gwizdy na słabą postawę mistrzów Polski. Może to podziałało, bo w końcu zagrozili bramce rywali. Po podaniu Plavsicia strzelił Milan Rundić, ale niecelnie. A za chwilę po podobnym podaniu nie wcelował John Yeboah. Znów jednak bliżej drugiej bramki był Sporting. Po kolejnym szybkim ataku Pedro Goncalves trafił jednak w Kovacevicia. Mur w końcu przebity Tuż po przerwie Raków miał w końcu bramkową sytuację. Po podaniu Marcina Cebuli Jean Carlos był tylko przed bramkarzem, ale nie zdołał wepchnąć piłki do siatki. I nadal Sporting toczył wyrównaną walkę. Okazję miał Gonclaves, ale kopnął obok słupka. Raków niby atakował, miał częściej piłkę, grał na połowie Sportingu, ale walił głową w mur. Dośrodkowania łatwo wybijali obrońcy, a w polu karnym rządził strzelec bramki. W 64 minucie zza pola karnego uderzył Plavsić, ale to był szósty niecelny strzał gospodarzy. To właśnie Serb, w 71. minucie, w końcu uderzył w bramkę, ale tak słabo, że bramkarz Sportingu mógłby piłkę zatrzyma nogą. Wreszcie udało się wykorzystać przewagę zawodnika, a drogą do siatki była gra po ziemi. Plavsić zagrał do Władysława Koczerhina, ten podał wzdłuż bramki, a Fabian Piasecki doprowadził do remisu. To pierwsza bramka Rakowa w fazie grupowej Ligi Europy. Gospodarze zaatakowali mocniej, mieli okazje, ale kolejnej bramki już nie zdobyli.