Ta historia jest nieprawdopodobna. Już wiemy, że Olivier Giroud nie zapisze się w historii futbolu jako zawodnik porywający tłumy albo choćby jeden z wielu artystów zdolnych do błysku wywołującego zachwyt. A jednak ma inne cechy, które zdecydowanie go wyróżniają. Jest niezniszczalny. Mimo krytyki, a może właśnie dzięki niej. Kto by się spodziewał, że 33-latek, który w tym sezonie był niewiele wykorzystywany w Chelsea, nie tylko przyczyni się do triumfu swojej drużyny w Lidze Europy, strzeli pierwszego gola w finale (o którym trener Arsenalu Unai Emery powie, że był kluczowy), ale też zostanie najlepszym strzelcem tej edycji. Mając jedenaście bramek na koncie, Giroud wyprzedził Lukę Jovicia i Wissama Ben Yeddera, ale również... zapisał się w historii. Dotychczas bowiem żaden z francuskich piłkarzy nie strzelił więcej niż dziesięć goli w jednej edycji europejskich pucharów. Nawet legendarny Just Fontaine, choć pod koniec lat 50. czasy były zupełnie inne, padało więcej bramek, a on trafiał jak na zawołanie. W taki sposób Giroud tylko potwierdził, że nie należy go przedwcześnie skreślać, bo zawsze odrodzi się jak Feniks z popiołów. Wbrew wszystkiemu. Najpierw jego umiejętności były poddawane w wątpliwość, gdy rywalizował o miejsce w reprezentacji z Karimem Benzemą, potem - tuż przed Euro 2016 - został sromotnie wygwizdany przez publikę w Nantes, by miesiąc później być jednym z najlepszych francuskich graczy na turnieju. Przed rokiem, na mundialu w Rosji, krytyka wzrastała wraz z każdą minutą bez gola i osiągnęła apogeum po zwycięskim finale, gdy były napastnik Montpellier i Arsenalu kończył turniej z zerowym dorobkiem bramkowym. A przecież był elementem układanki, bez którego całość kadry Deschampsa nie funkcjonowałaby tak sprawnie. To on, dzięki warunkom fizycznym absorbował obronę rywali, żeby Mbappe i Griezmann mieli więcej miejsca. Jakkolwiek to zabrzmi, dzisiaj w klasyfikacji najlepszych francuskich strzelców w kadrze jest już na podium z 35 golami. I nie zamierza się zatrzymywać. W minionym sezonie trafił do siatki w lidze tylko dwa razy, co jest jego najgorszym wynikiem w siedmioletniej karierze w Premier League, ale cały czas cieszy się dużym zaufaniem szefów, skoro jego kontrakt z Chelsea został właśnie przedłużony o rok, do 2020 roku. Remigiusz Półtorak