Dziennik "The Times" przypominał w tym kontekście wściekłość sympatyków obu drużyn po tym, jak UEFA ogłosiła, że kluby otrzymają ledwie po sześć tysięcy wejściówek na decydujący mecz ze względów na limit przepustowości lokalnego lotniska w dniu meczowym. W efekcie wielu kibiców odmówiło wyjazdu do Baku, a na 69-tysięcznym stadionie zasiądzie łącznie niespełna osiem tysięcy przedstawicielu obu klubów. Na boisku zabraknie także Henricha Mchitarjana, ormiańskiego pomocnika Arsenalu po tym, jak oceniono, że jego udział w spotkaniu wymagałby nadzwyczajnych środków bezpieczeństwa ze względu na trwający konflikt terytorialny pomiędzy Azerbejdżanem a Armenią o Górny Karabach. Gazeta przypomniała także sprawę dziennikarza Rasima Alijewa, który w 2015 roku został pobity ze skutkiem śmiertelnym za krytykę prasową pomocnika reprezentacji Azerbejdżanu Javida Husejnowa. Alijew skrytykował piłkarza za to, że podczas meczu z Apollonem Limassol na Cyprze wymachiwał prowokacyjnie turecką flagą, a pytany o swoje zachowanie przez greckiego reportera odpowiedział obraźliwym gestem. "Nie chcę, aby ktoś tak amoralny, bezczelny i niezdolny do kontrolowania swojego zachowania reprezentował mnie na europejskich boiskach" - pisał dziennikarz. W odpowiedzi Husejnow nasłał na niego sześciu mężczyzn, którzy dotkliwie go pobili. Mężczyzna zmarł następnego dnia w szpitalu w wyniku odniesionych obrażeń. Guler Abbasowa, ówczesna partnerka Alijewa, oceniła we wtorek w rozmowie z "Timesem", że fakt przyznania Baku organizacji finału Ligi Europejskiej - mimo powtarzających się przypadków łamania praw człowieka - jest "haniebny". Dyrektor brytyjskiego oddziału Amnesty International Kate Allen wtórowała jej mówiąc, że to przykład "wybielania reżimu przez sport" za sprawą organizacji prestiżowych wydarzeń sportowych - od finału LE przez mecze przyszłorocznych mistrzostw Europy do wyścigu Formuły 1. "Musimy zadbać, aby Azerbejdżan nie był w stanie wybielić swojego bulwersującego problemu z prawami człowieka dzięki piłkarskim fanfarom" - podkreśliła. Z kolei dziennik "The Telegraph" skupił się na aspekcie piłkarskim, zwracając uwagę, że "stawka tego meczu nie mogłaby być wyższa" dla drużyny Arsenalu, która w ten sposób ma szansę zakwalifikować się do kolejnej edycji Ligi Mistrzów. Jak zaznaczono, triumf w LE i powrót do grona najlepszych drużyn na kontynencie pozwoliłby "Kanonierom" na zwiększenie wydatków transferowych i podjęcie realnej próby ściągnięcia m.in. Wilfrieda Zahy z Crystal Palace, a także wzmocniłoby słabnącą w ostatnich latach markę klubu. Środowy finał pomiędzy Arsenalem a Chelsea rozpocznie się, podobnie jak wcześniejsze spotkania w LE, o godz. 21 czasu polskiego. W Baku będzie jednak już 23, więc mecz skończy się następnego dnia. Z Londynu - Jakub Krupa