Zaczepiony przez reporterkę Canal+ Adrian Mierzejewski był zdumiony. "Naładowana" komentarzami i rozmowami w studio dziewczyna zapytała rozgrywającego Trabzonsporu, czy razem z kolegami czuje się wybrańcem losu, wygrywając mecz, który powinien był przegrać? Mierzejewski tłumaczył, że goście świadomie pozwolili Legii na jej chaotyczne ataki, by w odpowiedniej chwili skontrować. I tak się właśnie stało w 71 i w 79. min. Nie będę toczył jałowej dyskusji, który plan był lepszy, bo o tym rozstrzyga wynik. On jest dla Legii bezlitosny. Nie każdego musi zachwycać fakt, że mistrzowie Polski pobiegli do przodu szukać zwycięstwa, bo w meczu ostatniej szansy to akurat coś absolutnie normalnego. Nie do przyjęcia wydają mi się komplementy spadające na profesjonalnych piłkarzy za to, że się starali, bo wygląda to jakby ktoś traktował ich jak niedorozwiniętych. Od graczy Jana Urbana oczekiwaliśmy w tej edycji Ligi Europejskiej walki o awans, tymczasem po 360 minutach nie zdobyli ani punktu, ani bramki. Słuchając opinii, że Legia była lepsza w Trabzonie, a także w Warszawie, spoglądam na wynik dwumeczu z Turkami i widzę 0-4! To jest zatrważające, bo znaczy, że nawet najzacieklejsi fani legionistów nie traktują ich poważnie. Co byśmy pomyśleli, gdyby po ostatnim półfinale Champions League ktoś w Katalonii twierdził, że Bayern wyeliminował Barcelonę wyłącznie za pomocą nadmiaru szczęścia? Zamiast spojrzeć prawdzie w oczy, wolimy tworzyć słodkie mity. Może dlatego nasz futbol jest tu, gdzie jest, czyli w okolicy dna. Słyszałem od wielu komentatorów, że promują polską piłkę, tyle, że znacznie skuteczniej robiłyby to dobre wyniki. Nie da się promować Legii bez pomocy piłkarzy Jana Urbana, a ci grają w Lidze Europejskiej futbol naiwny, wręcz juniorski. Bieganie do przodu nie jest jeszcze atakowaniem. Gdyby Legia na prawdę atakowała, a nie udawała, że atakuje, jej bilans wyglądałby dziś inaczej. Trabzonspor ma po czterech kolejkach 10 pkt, Lazio 8, Apollon 4. Różnica między nimi i mistrzem Polski nie wzięła się ze szczęścia, lub nieszczęścia. Twierdzenie, że Legia była lepsza od Turków jest absurdalne i szkodliwe, wyższą kulturę gry, ogładę, spokój i doświadczenie Trabzonsporu widać było na każdym kroku. Wypada przyjąć to do wiadomości i następnym razem zagrać mądrzej. Rażące niechlujstwo przy podaniach, zwłaszcza kluczowych, proste błędy techniczne przy przyjmowaniu piłki, chaos w rozgrywaniu i ogólna trema w grze na tym poziomie - to wszystko można zarzucić legionistom w każdym z czterech spotkań tej edycji Ligi Europejskiej. Zamiast pracować nad poprawą, można opowiadać bajki o tym, że pod polską nawałnicą Turcy wyglądali jak w bitwie pod Wiedniem. Tylko, komu to służy? Po meczu z Turkami Jan Urban stwierdził, że nie można patrzeć wyłącznie na wynik. To prawda. Gdyby Legia miała 10 pkt i była pierwsza w tabeli, a przypadkowo potknęła się na Trabzonsporze, z pewnością nikt nie robiłby z tego dramatu. Tymczasem graczy Urbana nie broni ani wynik wczorajszego spotkania, ani żadnego z wcześniejszych. Można przegrać nieszczęśliwie raz, ale gdy przegrywa się cztery razy to już na pewno przestaje być kwestią szczęścia. Jeśli piłkarze Legii nie potrafią tego przyjąć, to może znaczyć, iż nie bardzo nadają się do sportu. Nie zawsze wygrywa lepszy, ale zazwyczaj. I tak było właśnie wczoraj. Porozmawiaj o artykule na blogu Darka Wołowskiego