Początek nowej ery Kwiecień 2010 roku był dla zespołu Leicester początkiem nowej ery. Klub przejęło tajskie konsorcjum Asia Football Investments (AFI), na którego czele stał Vichai Srivaddhanaprabha. Pojawienie się azjatyckich inwestorów sprawiło, że w drużynie zaczęto snuć coraz ambitniejsze plany. Początki jednak nie były takie, jak można byłoby się spodziewać.Pierwszym trenerem, którego "zastali" w klubie tajscy właściciele, był aktualny selekcjoner "Biało-Czerwonych" Paulo Sousa. Portugalczyk w dziewięciu meczach wygrał zaledwie raz i pożegnano się z nim bez żalu, zatrudniając uznanego menedżera Svena-Gorana Erikssona. Doświadczony Szwed również nie spełnił pokładanych w nim nadziei i 24 października 2011 roku rozstał się z klubem.Właściciele z Srivaddhanaprabhą na czele byli jednak bardzo cierpliwi i w 2014 roku, po 10 latach, wrócili do Premier League. Pierwsze dwa sezony były jednak walką o uniknięcie spadku i nikt nie spodziewał się, że już niebawem "Lisy" będą nową siłą na angielskich boiskach. Największa sensacja XXI wieku Przed sezonem 2015/16 nowym trenerem "Lisów" został Claudio Ranieri, który zastąpił Nigela Pearsona. Jak się okazało, była to zmiana, która dała klubowi największy w historii sukces. Włoski trener przyczynił się do jednej z największych przemian, jakie zna brytyjski futbol i do absolutnie największej sensacji w Premier League w XXI wieku. Na papierze skład Leicester nie wyglądał szczególnie imponująco. Kasper Schmeichel w bramce uchodził za solidnego golkipera, ale pozostającego w cieniu bardziej znanego ojca. Przed nim występowali Wes Morgan, a czasem nasz Marcin Wasilewski, będący już po fatalnej kontuzji, która zahamowała jego karierę w barwach Anderlechtu. W pomocy dopiero rodziła się gwiazda N'Golo Kante, rozkręcali się Danny Drinkwater i Riyad Mahrez, a z przodu brylował się Jamie Vardy. Nikt jednak nie spodziewał się, że to właśnie oni sięgną po mistrzostwo.A jednak! "Lisy" od początku pod wodzą Ranierego spisywały się bardzo dobrze. Kante biegał jak oszalały, Vardy strzelał jak na zawołanie i dość niespodziewanie Leicester zaczął odjeżdżać rywalom. Ostatecznie Leicester zakończył sezon mając aż 10 punktów przewagi i sięgnął po pierwsze, historyczne mistrzostwo Anglii.Lewandowski znowu strzela w LM - zobacz bramki! Z nieba do piekła W kolejnym sezonie "Lisy" zadebiutowały w Lidze Mistrzów, gdzie doszły do ćwierćfinału. W Premier League nie szło im już jednak tak dobrze, bowiem uplasowały się dopiero na 12. pozycji. Trudny do zastąpienia okazał się Kante, który odszedł do Chelsea, minął także efekt zaskoczenia i ekipa z Leicesteru stała się zespołem środka tabeli. W trakcie sezonu zwolniony został Ranieri, żegnany jednak przez kibiców jak bohater. Włoch osiągnął z drużyną historyczny sukces i mimo słabszego okresu, nadal był hołubiony w całym mieście. Sporo krytyki spadło za ten ruch na Srivaddhanaprabhę, któremu zarzucano, że zamiast wykazać się cierpliwością, poddał się panice. Ostatecznie "Lisy" odbiły się od strefy spadkowej i pozostały w elicie.Niestety 2018 rok przyniósł największą tragedię w historii klubu i w dwa lata z nieba spał do piekła. I nie chodzi tutaj absolutnie o spadek sportowy. 27 października 2018 r. na King Power Stadium "Lisy" podejmowały West Ham United. Po spotkaniu helikopter z właścicielem klubu Vichai Srivaddhanaprabha wystartował ze stadionu. Był to już piąty lot tej maszyny tego dnia. I jak się okazało, ostatni.Trwał bardzo krótko, bo ludzie, którzy pozostali jeszcze na obiekcie, słyszeli ogromny huk tuż po starcie. Helikopter rozbił się na parkingu, a wszyscy jego pasażerowie zginęli. Na pokładzie znajdowali się właściciel klubu Vichai Srivaddhanaprabha i dwóch członków jego personelu - Kaveporn Punpare i Nusara Suknamai, brytyjski pilot Eric Swaffer i jego polska partnerka Izabela Lechowicz.Cały klub opanowała żałoba. Fani kochali swojego właściciela, bo wiedzieli, że dzięki niemu przeżyli mnóstwo pięknych chwil, z historycznym mistrzostwem włącznie.Na stadionie pojawiło się tysiące kwiatów. Wszyscy składali hołd zmarłym. Cały świat futbolu zsyłał do siedziby klubu kondolencje, a na pogrzeb swojego dobrodzieja do Tajlandii poleciała cała drużyna. Postanowiono jednak grać normalnie, nawet kolejny mecz po śmierci Srivaddhanaprabhy został rozegrany normalnie, choć oczywiście poprzedzono go minutą ciszy.Śmierć właściciela była dla klubu ciosem, ale tylko w sferze mentalnej. Organizacyjnie udało się zachować stabilizację, a "Lisy" wciąż walczą o ligową czołówkę. W 2021 roku drużyna sięgnęła po Puchar Anglii, a 30 września o godzinie 18.45 w Warszawie zmierzy się z Legią w meczu fazy grupowej Ligi Europy.Najnowsze wiadomości ze świata tylko w Polsat News!KK