Michał Białoński: Niczym skalpy kolekcjonuje pan duże imprezy dla Polski. Było finał Ligi Europejskiej w Warszawie, w 2015 roku, później młodzieżowe ME 2017, a w przyszłym roku będą MŚ do lat 20. Teraz, stosunkiem głosów 14 do czterech, uzyskał pan dla Gdańska finał LE w 2020 r. Zbigniew Boniek, prezes PZPN, członek Komitetu Wykonawczego UEFA: Bardzo się wszyscy cieszymy z tej decyzji UEFA. Pokazuje ona, że nasza federacja cieszy się wielkim zaufaniem ze strony władz Europejskiej Unii Piłkarskiej. Prawda jest taka, że nie ma kraju, który by tyle organizował dużych imprez co my w ostatnich pięciu latach. To pomoże polskiej piłce? - Oczywiście, od tego Sandecja, Bruk-Bet Termalica czy inne polskie kluby lepiej w piłkę grać nie będą po tej decyzji, natomiast szansa na promocję polskiej kultury, gościnności i Polski jako kraju jest ogromna, na zupełnie innym poziomie niż bez takich imprez. Był pan spokojny o wygraną? - Oczywiście, byliśmy w gronie faworytów ale ja trochę się bałem, bo oni nie zawsze wygrywają. Świeżym przykładem była Lizbona, która miała organizować finał Ligi Mistrzów, jednak wygrał z nią Istambuł. Nasza oferta w sprawie finału Ligi Europy okazała się być najlepsza, jak widać, niesłaby mieliśmy też lobbing. Zdenerwował pana fakt, że miasto Gdańsk i niektórzy dziennikarze wyszli przed szereg, twierdząc, że decyzja zapadła jeszcze przed południem, podczas gdy głosowanie Komitetu Wykonawczego UEFA nastąpiło dopiero po godz. 14:30. - To prawda. Gdy zobaczyłem te publikacje, oblał mnie zimny pot. My byliśmy jeszcze przed głosowaniem, a w mediach społecznościowych i na stronie Gdańska ogłoszono, że klamka zapadła. Czekałem, aż ktoś z moich kolegów decydentów w UEFA to zauważy i powie do mnie: "Panie prezesie, jak to możliwe, że w Polsce przed naszym głosowaniem znają jego wynik". Ktoś sobie zrobił jaja, inni to podłapali. Ten przypadek pokazał, jak my czasami funkcjonujemy. Rozmawiał: Michał Białoński