Po raz pierwszy w historii z ośmiu drużyn, które dotarły do półfinałów rywalizacji kontynentalnej, aż pięć pochodzi z Hiszpanii. Niewykluczone, że tak w Champions League, jak w Lidze Europy dojdzie do bratobójczych pojedynków w Monachium i Bukareszcie. Jeden klub z Primera Division zagra w finale już na pewno: Valencia lub Atletico Madryt, które zmierzą się ze sobą w półfinale Ligi Europy. Hiszpania dominuje "Rządzimy na kontynencie" - donosi "Marca", "Dominujemy i w ataku pozycyjnym, i w grze z kontry" - dodaje "El Pais" zwracając uwagę na różnorodność hiszpańskiej piłki. Barcelona i Athletic Bilbao są niedoścignione w "possesion", tymczasem żywiołem Realu Madryt, Valencii i Atletico Madryt jest atak szybki. Dane z Champions League wskazują, jak wszechstronny jest zespół Jose Mourinho. W statystyce "posiadania piłki" zajmuje drugie miejsce, tuż za Barceloną. Po wbiciu czterech goli AZ Alkmaar przez graczy Valencii, ich trener Unai Emery stwierdził: "Wszyscy, którzy pracujemy dla hiszpańskiej piłki, musimy być w takim dniu dumni". Faktycznie stało się coś wręcz paradoksalnego. W czasach, gdy La Liga wydawała się chora na nudę i pogrążona w zapaści związanej z dominacją Realu i Barcelony, przychodzi sukces nienotowany w dziejach. W 2001 roku do półfinałów europejskich rozgrywek dotarły cztery zespoły z Primera Division: Valencia, Real Madryt, Barcelona i Alaves. Wcześniej udało się to Hiszpanom tylko w 1962 roku. To, co się stało teraz wygląda wręcz niewiarygodnie, zwłaszcza, że wśród półfinałowej ósemki nie ma klubów z Włoch, Francji i Holandii, a Niemcy i Anglicy mają zaledwie jednego reprezentanta. Raul powitany jak bohater Hołd piłce hiszpańskiej oddał Raul Gonzalez przybywający do Bilbao z Schalke 04. Znów zdobył gola (w pierwszym spotkaniu dwa), ale po remisie 2-2 jego drużyna odpadła z Athletic Bilbao w walce o półfinał Ligi Europy. Jeszcze przed meczem były piłkarz Realu Madryt złożył kwiaty pod popiersiem Rafaela Moreno Aranzadiego, znanego jako Pichichi. O trofeum jego imienia rywalizują dziś Cristiano Ronaldo i Leo Messi. Schalke grało na "La Catedral" po raz pierwszy. Raul został tam przyjęty jak narodowy bohater. Jest to o tyle szokujące, że pochodzi ze stolicy kraju, którą wielu Basków kwestionuje do dzisiaj. Podziw dla wielkiego piłkarza sprawił, że fani Athletic na chwilę zapomnieli o polityce. A przecież nawet reprezentacja mistrza świata nie dostępuje zaszczytu gry na San Mames. Raul był wzruszony do głębi, wyraził to, co czują kibice w całej Europie. Że drużyna Marcelo Bielsy podbiła serca wszystkich kochających futbol piękny. Argentyński trener dokonał cudu. Przerobił na wirtuozów futbolu Basków, którzy przez dziesięciolecia grali "po angielsku". Hiszpanie są dziś dowartościowani jak nigdy wcześniej. Przez lata pogrążeni w kompleksach wobec Włochów, Niemców i Francuzów, mają w końcu drużynę mistrza świata i Europy. W rywalizacji młodzieżowej także odnoszą sukcesy na każdym froncie. "Futbol to prosta gra, w której 22 facetów biega za piłką, a na końcu i tak zawsze wygrywają Hiszpanie" - napisał kiedyś dziennik "Marca" parafrazując słowa Gary'ego Linekera na temat Niemców. Nawet w rywalizacji klubów futbol hiszpański osiągnął moment najwyższego wzlotu. Dzięki Realowi i Barcelonie, ale także drużynom, które w krajowej lidze spisują się dość przeciętnie. Valencia jest w tabeli trzecia, a zdarza się, że jej niezadowoleni kibice żądają głowy Emery'ego. Nikt nie szkoli dzieci lepiej niż Hiszpanie Pytanie: "czy Hiszpania nie jest piłkarskim kolosem na glinianych nogach" nie przestaje być jednak aktualne. Kraj pogrąża się w kryzysie gospodarczym, długi klubów tylko wobec fiskusa sięgnęły rekordowych 752 mln euro! Skąd więc bierze się ten paradoksalny sukces? Z pracy z młodzieżą. Nikt nie szkoli dzieci lepiej niż Hiszpanie, nawet Francuzi i Niemcy. La Liga jest silna graczami w niej wychowanymi. Odgrywają ogromną rolę nawet w najbogatszym na świecie Realu Madryt. W ostatnim ligowym meczu w Pampelunie w podstawowym składzie "Królewskich" było sześciu Hiszpanów. Najciekawsze i najbardziej zaskakujące jest jednak może to, jak sami Hiszpanie widzą swój futbol. Po pierwszym meczu Schalke z Athletic w Gelsenkirchen Pep Guardiola ogłosił, że Raul Gonzalez pozostaje największym graczem w dziejach tamtejszej piłki. Ten Raul, który co prawda z Realem osiągał szczyty, ale z drużyną narodową same porażki. Wypowiedź trenera Barcy stała się impulsem dla kilku hiszpańskich gazet do zorganizowania internetowych ankiet. Wyniki głosowania kibiców były jednoznaczne. Raul wyprzedził nie tylko kapitana mistrzów świata Ikera Casillasa, ale nawet Xaviego Hernandeza, lidera kadry i Barcelony - dwóch zespołów, które osiągnęły najwyższy wzlot w swojej historii. Dyskutuj o artykule z Darkiem Wołowskim