Dla Feyenoordu mecz w Warszawie był pierwszym w europejskich pucharach od 3 listopada ubiegłego roku. Zespół z Holandii wygrał grupę F Ligi Europy, dzięki czemu od razu awansował do 1/8 finału tych rozgrywek. Nie musiał grać w 1/16, nazywanej przez UEFA fazą play-off, w której z kolei rywalizował Szachtar. Ukraińcy ograli w lutowym dwumeczu francuskie Stade Rennais i przedłużyli swój czas na międzynarodowej scenie. Podobnie jak wszystkie europejskie boje w tym sezonie, również i ten drużyna z Doniecka stoczyła w Warszawie. Choć na komplet publiczności - jak w przypadku jesiennego starcia z Realem Madryt w Lidze Mistrzów - piłkarze nie mogli liczyć, frekwencja i tak była zadowalająca. Według oficjalnych danych, na trybunach pojawiło się 17 423 widzów. Jak to zwykle bywa - nie wszyscy kibice zdążyli na pierwszy gwizdek. Już w trakcie trwania pierwszej połowy kolejki do kołowrotków liczyły sobie kilkadziesiąt metrów, a korki wokół stadionu - kilka kilometrów. Szachtar - Feyenoord: Sebastian Szymański wrócił do pierwszego składu Czwartkowe spotkanie miało dodatkowy smaczek z perspektywy polskich fanów. Zawodnikiem Feyenoordu jest reprezentant naszego kraju, Sebastian Szymański. Przez ostatni miesiąc gracz leczył kontuzję, ale w miniony weekend wrócił do gry. W starciu z FC Groningen trener Arne Slot wpuścił go na murawę w drugiej połowie. Podczas środowej konferencji prasowej Interia zapytała Szymańskiego o stan jego zdrowia. Pomocnik odpowiedział, że jest gotów do gry od pierwszej minuty, a to, czy znajdzie się w wyjściowym składzie, zależy wyłącznie od decyzji szkoleniowca. Jak się okazało w czwartek - Szymański faktycznie uporał się z urazem, bo wybiegł na boisko w pierwszej jedenastce. Polak miał powody, aby być szczególnie zmotywowanym: po pierwsze na trybunach pojawił się Fernando Santos, który postanowił obejrzeć na żywo potencjalnego kadrowicza, a po drugie na stadion wybrali się także najbliżsi zawodnika, którzy postanowili wykorzystać fakt, że ten jest akurat w Warszawie. Zanim minął pierwszy kwadrans gry, Polak stanął przed szansą na otwarcie wyniku. Akcję lewym skrzydłem poprowadził Oussama Idrissi, który następnie dograł płasko do Szymańskiego. Ten oddał strzał, ale zbyt słaby, aby pokonać bramkarza. Liga Europy: Remis Szachtara w Warszawie Próba reprezentanta Polski była jedną z ledwie dwóch celnych w pierwszej połowie - obie ze strony graczy Feyenoordu. Holendrzy zdominowali formalnych gospodarzy meczu, ale niewiele z tej przewagi wynikało. Do przerwy na boisku działo się niewiele. Po zmianie stron wciąż to przyjezdni sprawiali lepsze wrażenie. Znów stworzyli sobie kilka okazji, a najgroźniej zrobiło się w 63. minucie, kiedy Danilo sprytnym strzałem głową starał się przelobować Analotolija Trubina. Ukraiński bramkarz opuszkami palców przeniósł jednak piłkę ponad bramką. W 79. minucie Szachtar niespodziewanie wyszedł na prowadzenie. "Górnicy" z przebiegu gry nie zasługiwali na gola, ale zachowali się jak wytrwany bokser - przetrwali najtrudniejszy moment walki, a później sami zadali decydujący cios. Bramkę zdobył doświadczony Jarosław Rakicki, który trącił tylną częścią pleców piłkę dośrodkowaną z rzutu rożnego. Jak się jednak okazało, to nie był koniec emocji w tym meczu. W 88. minucie wyrównał bowiem Ezequiel Bullaude, który głową wykończył centrę w pole karne. Przed rewanżem sytuacja pozostaje więc otwarta. O wszystkim zadecyduje mecz, który odbędzie się 16 marca w Rotterdamie. Jakub Żelepień, Interia