Lechici w czwartek w Szekesfehervar rozegrają rewanżowe spotkanie z mistrzem Węgier. Stawką będzie awans do fazy grupowej Ligi Europejskiej. Poznaniacy pierwszy mecz wygrali 3-0 i są już blisko upragnionego celu. Bosacki, który przez wiele lat był kapitanem poznańskiej jedenastki, przestrzega jednak przed nadmiernym optymizmem. - Oglądałem pierwszy mecz w Poznaniu i Lech był wyraźnie lepszy. Nie wyobrażam sobie, by nie awansował do fazy grupowej. Może się jednak zdarzyć, że gdzieś na początku meczu nieszczęśliwie straci bramkę i wówczas różne rzeczy mogą dziać się w głowach. Dlatego podkreślam, że mimo trzybramkowej zaliczki, trzeba do tego spotkania podejść niezwykle skoncentrowanym. I spróbować samemu je "ustawić", czyli najlepiej strzelić jak najszybciej gola - powiedział Bosacki. Poznaniacy w rozgrywkach Ekstraklasy zawodzą na całej linii. Tylko cztery punkty w sześciu meczach i dopiero 14. miejsce ekstraklasie. W ostatniej kolejce przegrali u siebie z Piastem Gliwice 0-1. Podobna sytuacja miała miejsce pięć lat temu, gdy lechici pod wodzą Jacka Zielińskiego awansowali do fazy grupowej Ligi Europejskiej, lecz w lidze grali bardzo przeciętnie. - Ale aż tak słabych wyników, jakie teraz osiąga Lech, nie mieliśmy. W końcu nam się udało w lidze "odkręcić" tę sytuację - zaznaczył Bosacki, który wówczas był filarem defensywy "Kolejorza". - Zawsze mówiłem to i będę zawsze powtarzał - wszystko się zaczyna i kończy w głowie. I tutaj jest kłopot Lecha. Przecież aż tak wiele w tym zespole się nie zmieniło. Coś się zachwiało i widać to nawet po zawodnikach, którzy po meczach nawet nie wiedzą, co powiedzieć. Sztab szkoleniowy i piłkarze muszą poszukać jakiegoś impulsu, by wyjść z tej sytuacji - tłumaczył były reprezentant Polski. Jego zdaniem przyczyn słabej postawy mistrza kraju w lidze nie należy szukać w konieczności gry co trzy dni czy w dużej liczbie kontuzji, jaka przytrafiła się drużynie. - Kontuzje zawsze są wkalkulowane. A to, że chłopacy będą grali co trzy dni, było też już wcześniej wiadomo, takie było założenie przed sezonem. Lech nieprzypadkowo dotarł do ostatniej rundy eliminacji Ligi Europejskiej, więc zespół był przygotowany i skompletowany na to, by grać co trzy dni. O zmęczeniu ciężko teraz mówić, mamy początek sezonu i dopiero niecałe dwa miesiące grania za sobą. Gdyby to był koniec roku, gdzie mamy za sobą mecze fazy grupowej i rozpoczyna się już runda wiosenna, to takie tłumaczenie jeszcze jestem w stanie zrozumieć - podkreślił. Bosacki przyznał, że zespołowi towarzyszy ogromna presja w europejskich pucharach i być może dlatego większa mobilizacja towarzyszy akurat tym rozgrywkom. - W ostatnich latach eliminacje Ligi Europejskiej nie były dla Lecha udane. I może to też jest powód, że ciężar oczekiwań w kontekście tych rozgrywek jest bardzo duży. Może presja minie, kiedy ten awans do fazy grupowej już nastąpi. Wówczas może będzie zawodnikom łatwiej grać w lidze - zaznaczył. Były piłkarz Lecha uważa, że drużyna Macieja Skorży nie może sobie już pozwolić na więcej wpadek na krajowych boiskach, bo może się okazać, że sezon ligowy będzie szybko stracony. - Pięć lat temu, gdy z Lechem zdobywałem mistrzostwo kraju, przegraliśmy tylko trzy mecze. W ostatnim sezonie "Kolejorz" przegrał pięć spotkań, a teraz ma już cztery porażki na koncie. Jak widać, w tej chwili nie ma już za dużo miejsca na kolejne błędy. Wszyscy mówią, że te punkty będą później jeszcze dzielone, ale ja bym tak spokojnie do tego już nie podchodził - podsumował 20-krotny reprezentant Polski. Zobacz zestaw par czwartej rundy el. LE