Justyna Krupa, Interia: Jak postrzega pan sytuację pana byłego klubu Slavii Praga przed dwumeczem z Legią Warszawa?Michal Frydrych, piłkarz Wisły Kraków: - Myślę, że Legię czeka trudny dwumecz, ale Slavię również. Slavia miała na początku sezonu sporo problemów. Kilku chłopaków przebywało na zgrupowaniu reprezentacji, więc część nie uczestniczyła w pełni w okresie przygotowawczym z drużyną. A przecież Slavia gra bardzo fizycznie wymagającą piłkę i trzeba być do tego bardzo dobrze przygotowanym. W tym dwumeczu z Ferencvarosem nie wszystko wyglądało optymalnie. Teraz Slavia miała jednak dodatkowo chwilę czasu na przygotowania do dwumeczu z Legią. A miał pan możliwość oglądać oba spotkania w eliminacjach do LM z Ferencvarosem, po których ostatecznie Czesi odpadli z tej rywalizacji? - Widziałem oba mecze, w Pradze i na Węgrzech. Slavia była lepsza w każdym z nich, ale widać było, że nie wszystko w ich grze funkcjonuje dobrze. Drużyna nie była odpowiednio skonsolidowana w ataku, brakowało skuteczności. Czesi więcej grali piłką, ale nie wykorzystali swoich szans podbramkowych. Przegrali pierwszy mecz z powodu tak naprawdę dwóch błędów, od razu skarconych przez rywali. Ferencvaros nie stwarzał zbyt wielu sytuacji, bazował jednak na groźnych kontratakach. I taki sam plan na mecz może mieć też Legia Warszawa. A jak dużym problemem dla Slavii będzie to, że z kłopotami zdrowotnymi zmagało się ostatnio kilku zawodników? Ponoć zagrać z Legią nie będzie mógł m.in. Srdjan Plavszić oraz Petr Szevczik, a Michael Krmenczik być może będzie gotowy dopiero na rewanż. - Nieobecność Szevczika - który jest bardzo mocny w środku pola i dysponuje dobrym podaniem - to duża strata. W pierwszym meczu z Legią nie zagra też na środku obrony Ondrej Kudela. Dopiero w Warszawie będzie mógł rozegrać swój pierwszy mecz po odbyciu kary od UEFA [za rasistowskie obrażenie rywala - przyp. red]. Natomiast podkreślam, że Slavia gra bardzo wymagającą fizycznie piłkę i nie wiem, czy w Polsce jest drużyna, która potrafi dotrzymać im pod tym względem kroku. Pressing od samego początku, również na połowie rywala, nieustannie. Bardzo trudno jest wyjść z piłką spod takiego nacisku. Dużym atutem Slavii jest też to, że od dłuższego czasu pracują w podobnym składzie, a jeszcze dłużej według wizji tego samego szkoleniowca, czyli Jindrzicha Trpiszovsky’ego. Jeszcze pan przecież współpracował z tym szkoleniowcem, a on dalej spokojnie pracuje w Pradze. W Polsce rzadko zdarza się, by trener dostawał taki kredyt zaufania na swoim stanowisku. - Trener Trpiszovsky pozostaje na tym stanowisku już prawie cztery lata. Miał wyniki w każdym kolejnym sezonie, więc nie było żadnego powodu, by go zmieniać. Wygrywa w lidze, zdobywa tytuły w kraju, a i w Europie radzi sobie bardzo dobrze. Natomiast w samej kadrze Slavii następują zmiany po każdym sezonie. Po tym ostatnim przyszło do klubu kilku nowych graczy, ale nie są jeszcze na takim poziomie przygotowania, by byli w stanie grać regularnie w stylu Slavii. Każdy zawodnik, który trafia do Slavii potrzebuje około pół roku, by przystosować się w pełni i dokładnie wiedzieć, co ma grać w tym zespole. A u nas niektórzy się dziwią, że wy w Wiśle po kilku tygodniach pracy z nowym trenerem i po wymienieniu sporej części składu nie jesteście zgrani i nie do końca jeszcze opanowaliście nowy styl gry. - W Slavii to wygląda tak, że każdy zawodnik w czeskim klubie musi być bardzo dobrze fizycznie przygotowany i jak przyjeżdża z innego zespołu to czeka go wiele pracy, by był w stanie grać na tym poziomie, którego Slavia wymaga. Do tego dochodzą jeszcze oczywiście kwestie taktyczne, do których musi się przystosować. Wracając do czwartkowej rywalizacji Slavii z Legią. Zna pan już styl Legii po roku spędzonym w Polsce. Co według pana może być w tym dwumeczu atutem warszawian? Oprócz wspomnianych kontrataków. - Legia ma kilku graczy o bardzo wysokich umiejętnościach technicznych. Wiele będzie zależało od przygotowania do tego dwumeczu, od tego, która z ekip popełni mniej błędów i będzie w lepszej formie w danym momencie. Mocnym punktem Legii jest Josip Juranović. Potrzeba im takiego gracza w tej rywalizacji, bo Slavia ma dobrych zawodników na bokach. Jak wielkim rozczarowaniem dla Slavii było to, że nie awansowali do kolejnej fazy eliminacji Ligi Mistrzów? Bywa tak, że jak zespół jest mocno nastawiony na dany cel, to potem - gdy ten balonik pęka - jest nieco rozbity mentalnie. - To było marzenie wszystkich w Slavii, by awansować do Ligi Mistrzów i jak dowiedzieli się, że na ich drodze stanie akurat Ferencvaros to wszyscy czuli, że jest realna szansa na awans. Po tym dwumeczu zresztą też były powszechne opinie, że Slavia była dobrze przygotowania, że na kwestii braku awansu zaważyły pojedyncze błędy. Teraz panuje tam duże rozczarowanie. Jak nie będzie awansu do Ligi Europy, to będzie to bardzo negatywnie odebrane w Pradze. Zapowiada się więc bardzo ciekawa rywalizacja, ale Slavia jest chyba jej zdecydowanym faworytem? - Ja bym rozkładał te szanse procentowo tak 60 do 40 na korzyść Slavii. A w jakich nastrojach pana zespół - Wisła Kraków - podejdzie do najbliższego meczu z Górnikiem Łęczna? Wisła przegrała niespodziewanie dwa ostatnie mecze, z Rakowem Częstochowa i Stalą Mielec. Potrzeba wam po prostu czasu na opanowanie nowego systemu czy problem jest szerszy? - Mamy nowego trenera, chcemy grać nowym stylem, więcej utrzymywać się przy piłce. Doszło kilku nowych graczy, nie jest to łatwa sytuacja. Jak jest tak dużo zmian, to musimy wykonać razem dużo pracy na boisku, a nie wszystko da się poprawić z dnia na dzień. Na inaugurację wygraliśmy 3-0 z Zagłębiem, wszystko wyglądało jak najlepiej, ale piłka jest taka, jaka jest. W następnych meczach już czegoś brakowało. Z Rakowem zagraliśmy naprawdę dobre 65 minut, do momentu, gdy gracz Rakowa dostał czerwoną kartkę. Później już rozegrało się to trochę w naszych głowach - mieliśmy prowadzenie 1-0, wydawało nam się, że przy grze w 11 na 10 nic złego nam się nie przydarzy. A Raków wiedział, że musi zrobić wszystko, by się nie dać w tym meczu. Z kolei w Mielcu mieliśmy swoje szanse, niezły początek, ale rywalom udało się zdobyć naprawdę pięknego gola i to nas trochę pociągnęło w dół mentalnie. W przerwie powiedzieliśmy sobie, że zrobimy wszystko, by wygrać. Szybko zdobyliśmy bramkę i wyglądało na to, że mamy szansę na dobry wynik. A tymczasem pięć minut później dostaliśmy gola na 1-2 i zespół nie czuł się już tak mocny. Przed nami dużo pracy, ale to zmierza w dobrym kierunku. Niektórzy wskazują, że w grze Wisły powstają zbyt duże "wyrwy" między linią obrony a linią pomocy. - Trener Adrian Gula na bieżąco nam pokazuje, co musimy zrobić lepiej. Musimy pokazać w następnym spotkaniu z Górnikiem Łęczna, jaka będzie reakcja drużyny na te dwa ostatnie przegrane mecze. Rozmawiała: Justyna Krupa