Ndip Tambe jest wychowankiem Njalla Quan Sport Academy. - To klub z miasta Limbe z Południowo-Zachodniego Regionu Kamerunu. - Zaczynałem tam jako młody chłopak. Potem przebiłem się do pierwszego zespołu, który gra w najwyższej klasie rozgrywkowej w moim kraju. W drugim sezonie gry zdobyłem dziewięć goli, a w kolejnym już trzynaście. W 2013 roku wziąłem udział w turnieju dla młodzieżowych drużyn z krajów frankofońskich, który odbył się we Francji. Za sobą mam też obóz z kadrą narodową Kamerunu - opowiadał mi w zeszłym roku. Do Polski przyleciał pod koniec 2014 roku. Miał trafić do Wisły Kraków, ale akurat pracę tracił Franciszek Smuda i temat upadł. Nic nie wyszło też z transferu do Piasta Gliwice. Ostatecznie, wiosną zeszłego roku, wylądował w znanym z zatrudniania piłkarzy z Afryki LZS Piotrówka. Klubowi z Opolszczyzny pomógł w wywalczeniu trzecioligowego awansu, strzelając w 13 ligowych grach aż 18 goli. Wydawało się, że latem 2015 trafi do któregoś z klubów naszej Ekstraklasy. Był na treningach w Górniku Zabrze, a potem w Śląsku Wrocław. Ostatecznie z przejścia do jednego czy drugiego klubu nic nie wyszło i piłkarz został na lodzie, choć jak podkreślał, gra w Ekstraklasie była jego marzeniem. Odnalazł się już za granicą. Zimą podpisał dwuletni kontrakt ze Spartakiem Trnava. Wiosną ze słowackim zespołem wywalczył miejsce gwarantujące grę w europejskich pucharach, w których teraz poczyna sobie bardzo dobrze. Strzelił dwa gole w meczu pierwszej rundy Ligi Europy z maltańskim Hibernians FC (3-0). W kolejnej dołożył trafienie w starciu z azerskim Szirakiem Giumri (2-0). Dał też o sobie znać przed tygodniem. Spartak niespodziewanie na wyjeździe pokonał Austrię Wiedeń 1-0, a zwycięską bramkę zdobył właśnie Ndip Tambe. - Robert z meczu na mecz jest lepszy. Chciał grać w Polsce, ale nikt nie dał mu szansy. Był w Górniku, Śląsku, ale do transferu nie doszło. Podobnie jak z przejścia do Podbeskidzia czy Zagłębia Lubin. Nie do końca rozumiem politykę, jaką prowadzą polskie kluby, które zupełnie rezygnują z zatrudniania czarnoskórych graczy. Do tego dochodzi przepis mówiący o tym, że w Ekstraklasie na boisku może teraz grać tylko dwóch piłkarzy spoza krajów Unii Europejskiej. To nie pomaga. Na Słowacji pod tym względem jest zupełnie inaczej - tłumaczy menedżer Kameruńczyka John Chibuzo Nwankpa. Być może już wkrótce działacze polskich klubów będą sobie pluć w brodę, że nie zatrudnili u siebie 22-letniego napastnika, którym już interesują się zachodnie kluby. To akurat nie będzie nic nowego, bo w przeszłości zdarzało się, że utalentowani gracze z Afryki, którzy zrobili potem karierę za granicą, nie dostali szansy w Polsce. Tak było przy okazji testów w Widzewie Łódź w 2002 roku Johna Paintsila, później reprezentanta Ghany i zawodnika m.in. West Ham United czy Fulham. Podobna historia miała miejsce w przypadku świetnego napastnika z Zimbabwe Benjaniego Mwaruwari, który grał potem w Manchesterze City. Swego czasu miał występować w Górniku, ale w Zabrzu stwierdzili wtedy, że... "kolejnego górnika" w zespole nie potrzebują. Działo się to w czasie, kiedy w kadrze zabrzan byli już inni gracze z Zimbabwe Dickson Choto i Shingayi Kaondera. Mwaruwari przez Szwajcarię trafił potem do Francji, a następnie przez kilka lat z powodzeniem występował w Premier League. Na Wyspy trafił do Portsmouth, które zapłaciło wtedy Auxerre 4,1 mln funtów. Michał Zichlarz